Tomasz Lis odniósł się na Twitterze do zarzutów o to, że w czasie sprawowania funkcji redaktora naczelnego "Newsweeka" był despotą stosującym regularnie mobbing. Dziennikarz opublikował wpis okraszony krótkim komentarzem. - Medale mają to do siebie, że zwykle mają dwie strony - napisał Tomasz Lis.
Wymowna wrzutka Tomasza Lisa. Post Wojciecha Staszewskiego uderza w Renatę Kim
Tweet Tomasza Lisa poza tymi słowami zawiera również post z Facebooka, którego autorem jest Wojciech Staszewski. Były dziennikarz "Newsweeka" wskazuje w nim, że mobbing spotkał go ze strony redaktora naczelnego, ale również dopuszczać się go miała Renata Kim. O szefowej działu społeczeństwo w "Newsweeku" zrobiło się głośno, gdy w niedzielę, 3 lipca napisała, iż to ona była osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe w sprawie mobbingu w redakcji.
- Był moim szefem w Newsweeku między 2013 a 2016 r. Jego styl zarządzania sytuuje się gdzieś między chamstwem a charyzmą. Podziwiałem jego wiedzę, zdolności analityczne. A z drugiej strony na cotygodniowych kolegiach siedziałem jak na rozżarzonym stresie - pisze o Tomaszu Lisie na początku swojego wpisu Wojciech Staszewski.
Staszewski szybko jednak bierze się za wspominki swojej pracy z Renatą Kim. - W ostatnim roku mojej pracy stresowała mnie z pewnością bardziej niż Tomek. To od niej doświadczałem przez wiele, wiele miesięcy ignorowania, odzywania się tylko zdawkowo, traktowania przez wiele godzin „jak powietrze”, bezpodstawnego i nieustającego krytykowania wszystkich tekstów, poprawiania ich do późnego wieczora w piątek, odrzucania i krytykowania wszystkich tematów przesłanych w niedzielę wieczorem, przymuszania do wymyślania kolejnych o 22, 23 wieczorem - wspomina Wojciech Staszewski.
Poniżej możecie sprawdzić, jaką kreacją Agata Duda przyćmiła hiszpańską królową
Wojciech Staszewski wprost: "To Renata mnie zastraszała"
Z relacji Wojciecha Staszewskiego z pracy w "Newsweeku" wynika, że Tomasz Lis nie był jedyną osobą z "nietypowym" podejściem do zarządzania podwładnymi. Dziennikarz pisze wprost o zastraszaniu i rozpoczęciu psychoterapii w następstwie wydarzeń w pracy. O doprowadzenie się do tak ciężkiego stanu psychicznego oskarża swoją byłą przełożoną.
- To Renata mnie zastraszała „Lis chce cię zwolnić, ale ja cię bronię”, a ja czułem, że to ona chce się mnie pozbyć. Ubrałem się wtedy w białą koszulę, poszedłem do Lisa pogadać wprost. Do tego mobbera? A w kolejnym tygodniu pisałem okładkowy temat. To z powodu Renaty poszedłem wtedy do mojej pani psychoterapeutki, cudownie mądrej pani Agnieszki, żeby nauczyć się, jak sobie z tym radzić. Powiedziałem potem Renacie, że przenoszę swój komputer do pokoju obok, bo tu się źle czuję. Koniec, kropka.
Co naprawdę działo się w Newsweeku za Tomasza Lisa? Jaka była rola Renaty Kim?
Były dziennikarz "Newsweeka" oświadczył, że do napisania posta na Facebooka zmobilizował go "festiwal niezasłużonych zachwytów i piramidalnej hipokryzji", który jest dla niego "nie do zniesienia". Ten zaczął się po opublikowaniu przez Renatę Kim tweeta, w którym oświadczyła, że to ona stoi za doniesieniami na mobbing w Newsweeku. - Peany na cześć Renaty piszą w internecie wyłącznie osoby, które nie znają jej wcale, a na pewno nie z pracy w redakcji – tylko poprzez wykreowany przez nią wizerunek medialny - dodał Wojciech Staszewski.
Autor wpisu przyznaje, że szefowa działu społeczeństwo faktycznie zgłaszała sprawę mobbingu działowi HR, ale później miała się z tego wycofać. Tomasza Lisa zwolniono po skardze pewnej osoby, ale - jak wskazuje dziennikarz - nie była to Renata Kim.
- Renata Kim została uznana za świecką świętą. Sygnalistkę, która jako jedyna walczyła z Tomaszem Lisem i w końcu doprowadziła do jego zwolnienia. Fakty, przedstawiane m.in. na spotkaniu zarządu z redakcją, są inne. Renata Kim sygnalizowała sprawę działowi HR, ale z obawy przed Lisem zgłoszenie wycofała. To było parę lat temu. Tomasz Lis został zwolniony po skardze innej osoby. Zarząd nie ujawnia ani kim ona jest, ani czego skarga dotyczyła. Natomiast nie jest to Renata Kim - podkreślił Wojciech Staszewski.
Renata Kim odpowiada Wojciechowi Staszewskiemu. Co na to Tomasz Lis?
Pod postem byłego dziennikarza pojawił się komentarz napisany przez samą Renatę Kim. Szefowa działu społeczeństwo "Newsweeka" wprost odniosła się do zarzutów stawianych jej przez Wojciecha Staszewskiego. - Na twój brutalny tekst odpowiem bez delikatności - zaczęła dziennikarka.
- Przyszedłeś do nas jako gwiazda, miałeś robić okładkowe reportaże. Uzgodniłeś sobie z Lisem, że w ramach całego etatu pracujesz trzy tygodnie w miesiącu, ostatni masz wolny. (...) W pewnym momencie stało się jasne, że nie jesteś tą gwiazdą, która miała nam trzaskać okładkę za okładką. Lis nie potrafił ci tego powiedzieć, ale rozwiązaniem sytuacji obciążał mnie. To ja wysłuchiwałam, że trzeba coś z tym Staszewskim zrobić. I robiłam, jak umiałam, próbując cię przekonać, żebyś jednak przyłożył się do pracy. Nie chciałeś - komentuje Renata Kim.
Dziennikarka odniosła się także do spotkania po latach od wydarzeń w "Newsweeku", kiedy to wytłumaczyć sobie miała wszystko z Wojciechem Staszewskim. Wskazuje, że wielokrotnie go wówczas przepraszała. - Kiedy spotkaliśmy się po latach, dużo rozmawialiśmy o wspólnej pracy, prawda? I ja wiele razy cię przepraszałam za to, że się wtedy nie umieliśmy dogadać. Że wymagałam od ciebie tyle samo, co od siebie. Czyli za dużo. Że przerzucałam na ciebie presję, jaką szef wywierał na mnie - tłumaczy Renata Kim.
- Nie upajam się swoim rzekomym bohaterstwem, które tak cię zbulwersowało i zmusiło do napisania tego okropnego posta. Ale nazywanie mnie mobberką w chwili, gdy od zwolenników Lisa słyszę, że jestem donosicielką, beztalenciem, najsłabszym ogniwem, które latami nie umiało się ogarnąć, zawalczyć o siebie – to zwykła podłość - podsumowuje gorzko szefowa działu społeczeństwo w "Newsweeku".
Post Wojciecha Staszewskiego na Facebooku, jak i komentarz pod nim dostępne są pod tym linkiem.
Polecany artykuł: