Kolejne puste deklaracje rządu Tuska

2010-02-04 2:30

"Plan rozwoju" premiera Tuska ocenia Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha

"Super Express": - Czy ogłoszony w piątek rządowy plan rozwoju i konsolidacji finansów należy traktować poważnie?

Przeczytaj koniecznie: Stasiak: Nasz cel to bezpieczna Polska

Andrzej Sadowski: - Fundamentalną kwestią dla oceny zgłoszonych pomysłów premiera jest wiarygodność. Skoro podobne zapowiedzi padały już tyle razy z jego ust, można zapytać, co takiego wydarzyło się teraz, że tym razem zostaną one zrealizowane. Pomysły premiera są w większości powtórzeniem tego, co mówił pół roku, rok i dwa lata temu. Sam minister Boni powiedział, że to tylko pomysły, które dopiero za kilka miesięcy będą przedstawiane w formie założeń. Zatem nie jest to plan czy program, bo nie było narzędzi, etapów i terminów jego realizacji. Na razie to tylko kolejna deklaracja. Czy będzie pusta jak poprzednie - niedługo się o tym przekonamy.

- Czy mimo to padły jakieś konkrety?

Patrz też: Niesiołowski: Publiczna krytyka PO jest nie na miejscu

- Oczywiście. Pomysły, które z pewnością zostaną zrealizowane, to podniesienie podatków. Według Banku Światowego polski system podatkowy jest jednym z najbardziej patologicznych, drogich i skomplikowanych. Zamiast radykalnie uprościć, rząd chce go jeszcze bardziej skomplikować. W myśl znanego eufemizmu "poszerzania bazy podatkowej" obejmuje się podatkami coraz to nowe obszary życia społecznego i gospodarczego. Realizacja rządowych pomysłów przyniesie pogorszenie warunków dla przedsiębiorców. Nie będzie można odliczyć części kategorii VAT w działalności gospodarczej. Inną "konkretną obietnicą", która na pewno się spełni, jest zwiększenie fiskalizmu poprzez rozszerzenie obowiązku bardzo kosztownego i uciążliwego stosowania kas fiskalnych. Albo mamy pieniądze na komputery dla dzieci do szkół, albo na kasy fiskalne.


- Kasy mają służyć większej kontroli państwa nad zarobkami m.in. lekarzy i prawników, którzy teraz pracują w szarej strefie.

Patrz też: Sonik: Platformą rządzi strach i uległość

- Te grupy płacą proste podatki i zapewniają państwu dochód. Teraz ma je zastąpić bardzo skomplikowany system, który będzie dopiero zachęcał do niewystawiania rachunków, bo z doliczonym VAT oraz zwiększonymi kosztami usługi będą po prostu dla nas droższe. W jaki sposób polski rząd może pana zmusić do zażądania paragonu, skoro wtedy zapłaci pan więcej za usługę? Co więcej, dziś, gdy każda złotówka jest poszukiwana, rząd szacuje koszty wprowadzenia kas fiskalnych na sto kilkadziesiąt milionów złotych. Efekt fiskalny będzie dla niego symboliczny, za to kasy staną się kolejnym mechanizmem podwyższenia opodatkowania obywateli.

Przeczytaj koniecznie: Dlaczego nie osądzono generała Jaruzelskiego

- Ekonomiści chwalą program naprawy finansów, zwłaszcza za zapowiedź wprowadzenia powszechnego systemu emerytalnego.

- To bardzo ważna zapowiedź, ale i tu obyło się bez konkretów. Równie skomplikowany i niezwykle marnotrawny jak podatkowy jest nasz system poboru składek przez ZUS. Rząd zamówił niedawno analizę, która jest dramatyczna w swojej wymowie, bo po raz pierwszy zaczęto liczyć rzeczywiste koszty funkcjonowania ZUS. Do ogromnej liczby pracowników tej instytucji doliczyć jeszcze trzeba dziesiątki tysięcy zatrudnionych przez przedsiębiorców do samej tylko obsługi ZUS. Jeżeli system ma być powszechny, musi być skrajnie prosty i tani. Na razie rząd chce podnieść opodatkowanie rolnikom, aby płacili taki sam haracz, jak ci w miastach.


- Polscy przedsiębiorcy już ponad dwa lata czekają na obiecane ułatwienia w otwieraniu i prowadzeniu działalności gospodarczej. Na ile realne są zapowiedzi rządu o liberalizacji przepisów prawa gospodarczego? Jak działa sztandarowy pomysł "jednego okienka"?

- Niestety, ich sytuacja się zdecydowanie pogorszyła. Wprowadzenie "jednego okienka" wydłużyło biurokratyczną mitręgę i czas rejestracji działalności gospodarczej w Polsce. Wcześniej przedsiębiorca ze wszystkimi formularzami sam objeżdżał ZUS, GUS i urząd skarbowy. Im szybciej to zrobił, tym łatwiej mógł skompletować dokumenty i sfinalizować rejestrację. Dziś urzędy przesyłają tę dokumentację we właściwym dla siebie tempie, używając wolno działającej polskiej poczty.

- A jak wygląda ten proces w innych krajach Unii Europejskiej?

- Jeśli ten sam obywatel pojedzie do magistratu w Berlinie, znajdzie tam dwa okienka obsługiwane w języku polskim. W ciągu kilkunastu minut rejestrują one działalność gospodarczą na terenie całej Unii Europejskiej. Przykładowo, krakowscy taksówkarze płacą dzisiaj o wiele mniejszy ZUS w Londynie czy w Wilnie niż we własnym kraju, bo takie możliwości daje Unia. To pokazuje, że Polacy uciekać będą przed podatkowym wyzyskiem nie tylko do szarej strefy, ale do innych krajach Unii Europejskiej. Rząd nie będzie w stanie przypisać ludzi, jak chłopów pańszczyźnianych do ziemi, do konkretnego systemu podatkowego czy ZUS-owskiego. Mamy lepsze standardy w Unii niż we własnej ojczyźnie.


- Dlaczego ma pan tak sceptyczne nastawienie do szans realizacji rządowego planu naprawy finansów? Przecież prędzej czy później te zapowiedzi będą realizowane.

- Doświadczenia polskie i zagraniczne pokazują, że krytyczny czas do przeprowadzenia jakichkolwiek zasadniczych zmian to pierwsze pół roku rządzenia. Później biurokracja odzyskuje swoją siłę i wszelkimi sposobami broni się przed zmianami i odebraniem sobie władzy. Niezwykle ciężka politycznie reforma sektora finansów publicznych tak naprawdę sprowadza się do pozbawienia wielu grup interesu dostępu do łatwych pieniędzy w ramach budżetu i innych agend rządowych. A to oznacza potężny konflikt także z własnym zapleczem politycznym, które w tym partycypuje.

Andrzej Sadowski

Inicjator i wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha