Zerwanie rozmów koalicyjnych
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że wspólny start Koalicji Obywatelskiej i Lewicy w wyborach samorządowych 2024 stanie się faktem. Cóż, jak widać, wydawało się... Na wtorkowym spotkaniu z mediami Donald Tusk poinformował oficjalnie, że jego ugrupowanie samodzielnie powalczy o wynik. - Ręczę, że użyję całego swojego autorytetu, jeśli go mam wśród koalicjantów, by nawet gorąca kampania wyborcza nie poróżniła nikogo w koalicji 15 października. Jestem właściwie pewien, że to się uda. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że będziemy bardzo blisko i naprawdę serdecznie współpracować w czasie tej kampanii - mówił dziennikarzom Tusk.
- To były chyba najdziwniejsze negocjacje, o jakich słyszałem. Najpierw Tusk sam się odezwał do nas, że "może jednak byśmy pogadali o wspólnym starcie". A potem się nie odezwał i po tygodniu z konferencji prasowej dowiadujemy się, że z koalicji nici - powiedział Onetowi jeden z polityków Lewicy (choć warto nadmienić, że portal ustalił, że Włodzimierz Czarzasty dowiedział się o zakończeniu rozmów nie z konferencji prasowej, ale z telefonu, jaki szef rządu wykonał do niego tuż przed spotkaniem z mediami).
Zobacz: Donald Tusk wyjechał z Sopotu, aż trudno uwierzyć, gdzie zamieszkał [MAMY ZDJĘCIA]
- Tusk podobno powiedział Czarzastemu, że nie da rady przeforsować tej koalicji, bo mu się w regionach buntują baronowie, którzy musieliby negocjować z nami miejsca na listach - zdradził inny przedstawiciel niedoszłego koalicjanta. Ustalenia portalu wskazują jednak na inny scenariusz. - Półtora tygodnia temu zebrał się zarząd PO. Spotkanie odbyło się dzień po komunikacie Nowej Lewicy, z którego wynikało, że władze tej partii zobowiązały Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia do rozmów o koalicji sejmikowej z KO. Rozmówcy Onetu z władz Platformy twierdzą, że Donald Tusk i jego najbliższe otoczenie byli już wówczas właściwie przekonani, że warto zawrzeć ten sojusz. Uważali, że daje on gwarancję, iż PiS zostanie pokonane i nie będzie pierwsze na mecie wyborczej. Lider PO miał też przekonywać zarząd partii, że jego zdaniem Włodzimierz Czarzasty jest lojalnym partnerem i nie zamierza wykorzystywać ewentualnego sukcesu w wyborach sejmikowych do do postulowania roszad w rządzie - czytamy.
Sprawdź: Ważne wyznanie walczącego z rakiem Ziobry. Ujawnił to swojemu posłowi
Co poszło nie tak?
- Na sojuszu KO-Lewica zyskałaby tylko Lewica. Nasi działacze musieliby się posuwać na listach, by zrobić miejsce dla tamtych. Zwłaszcza że oni samodzielnie mogą liczyć na co najwyżej 15 mandatów w Sejmikach. Pięć lat temu zdobyli 11, więc oni nie są dla nas wartością dodaną - miał stwierdzić jeden z polityków PO. Ponadto zamówione w ostatnim czasie przez PO badania miały wskazywać, że część centrowych i umiarkowanych wyborców Koalicji Obywatelskiej, mogłaby zrazić się współpracą z Czarzastym i spółką, przez co najpewniej zasililiby elektorat Trzeciej Drogi.
Przeczytaj: Tusk z miotłą w kolejnej spółce. Zaufana Kaczyńskiego wyleci z pracy?
Dodatkowo ostatnie sondaże przekonały Tuska do tego, że KO jest w stanie samodzielnie wyprzedzić Prawo i Sprawiedliwość w wyborach samorządowych. Bo to, że pozbawi Jarosława Kaczyńskiego władzy w prawie wszystkich sejmikach, jest bardzo prawdopodobne i stanie się tak niezależnie od konfiguracji, w jakiej wystartują rządzący.
- Może Tusk nas w ten sposób wrzuci teraz pod pociąg? Nie wiem, czy taki był cel. Raczej wątpię. Ten sojusz rzeczywiście nam się opłacał, ale też suma poparcia naszego i poparcia dla KO mogła dać naprawdę imponujący wynik – ocenił ze smutkiem jeden z posłów Lewicy