Sprawa pewnie nie wyszłaby na jaw, gdyby nie lokalne wybory. Zbonikowski chce kandydować do zarządu władz partii we Włocławku. Oświadczył, że nie zalega z żadnymi składkami członkowskimi. Tymczasem, jak wynika z dokumentów, do których udało nam się dotrzeć, 17 listopada kwota jego zaległości wynosiła 13,2 tys. zł. Co prawda tego samego dnia poseł wpłacił 2,5 tys. zł, ale i tak ma zaległość - 10,7 tys. zł.
O sprawie poinformowano kierownictwo partii, m.in. szefa klubu parlamentarnego Ryszarda Terleckiego (68 l.), wiceprezesa PiS Joachima Brudzińskiego (49 l.) i szefową komisji etyki w partii Elżbietę Witek (60 l.). Ale PiS komentować zamieszania z posłem nie chce. - Nie znam sprawy, trudno mi się więc do niej odnieść - powiedziała jedynie rzecznik partii Beata Mazurek (50 l.). Poseł twierdzi natomiast, że wszystko jest w porządku. - Po pierwsze, to są wewnętrzne sprawy partii, a po drugie, nie mam żadnych zaległości składkowych - twierdzi Zbonikowski. Do pisma dyrektora klubu parlamentarnego PiS, z którego wynika zupełnie co innego, polityk się nie odniósł.
Przypomnijmy, że o Zbonikowskim było ostatnio głośno z innego powodu. Przed Sądem Okręgowym we Włocławku nadal toczy się sprawa rozwodowa z żoną Moniką. Dowodem na zdradę posła są jego majtki, na których znaleziono ślady DNA innej kobiety.