Wypadek Szydło. Oszczędności rządu? Limuzyna premier nie miała AC

2018-01-17 13:27

Wciąż trwa wyjaśnianie sprawy wypadku premier Beaty Szydło do którego doszło w lutym 2017 roku w Oświęcimiu. Jeśli uznane zostaną dotychczasowe ustalenia biegłych, jakoby za wypadek odpowiedzialny był młody kierowca Fiata Seicento, to wówczas z jego ubezpieczenia dokonana zostanie naprawa. Tymczasem, jak ujawnił poseł PO Krzysztof Brejza, w odwrotnym przypadku naprawa nie byłaby wcale tak oczywista, ponieważ rządowa limuzyna... nie miała wykupionego ubezpieczenia AC.

Brejza chciał rozwiać wątpliwości związane ze sprawą wypadku premier, w związku z tym wysłał zapytanie do BOR. Choć odpowiedzi, które uzyskał nie były pełne, to jednak pewne informacje wydały się posłowi PO nader interesujące. Jak oznajmił na swoim TT, publikując pismo, które otrzymał:

 

 

Na drugie z zadanych pytań  (chciał dowiedzieć się, jakie będą koszty naprawy samochodu) szef BOR, Tomasz Miłkowski nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Jak tłumaczył, auto zostało zabezpieczone przez prokuraturę, tak więc "oszacowanie kosztów naprawy pojazdu nastąpi po zwrocie pojazdu do Biura Ochrony Rzadu".

Przypomnijmy: według ustaleń biegłych Sebastian K. na widok uprzywilejowanego samochodu zjechał do prawego krawężnika i zatrzymał się. Gdy ten samochód go minął, włączył się do ruchu. To wówczas doszło do zderzenie z pojazdem, którym podróżowała Szydło. Tymczasem, jak wynika wprost z przepisów o ruchu drogowym przy takim manewrze wymagane jest upewnienie się, czy droga jest wolna i nie ma znaczenia, czy nadjeżdżający pojazd jest uprzywilejowany. W opinii stwierdzono, że rządowa limuzyna  jechała z prędkością ok. 55km/h. Jej kierowca rozpoczął hamowanie ale trafił na studzienkę w jezdni, co utrudniło manewr. Biegli wyliczyli, że funkcjonariusz na reakcję miał sekundę. Po uderzeniu w Fiata, wjechał w drzewo z prędkością 30km/h.

Zobacz także: Wypadek premier Szydło w Oświęcimiu. Prokuratura: nie ma dowodów na winę służb