Według ustaleń biegłych Sebastian K. na widok uprzywilejowanego samochodu zjechał do prawego krawężnika i zatrzymał się. Gdy ten samochód go minął, włączył się do ruchu. To wówczas doszło do zderzenie z pojazdem, którym podróżowała Szydło. Tymczasem, jak wynika wprost z przepisów o ruchu drogowym przy takim manewrze wymagane jest upewnienie się, czy droga jest wolna i nie ma znaczenia, czy nadjeżdżający pojazd jest uprzywilejowany.
W opinii stwierdzono, że rządowa limuzyna jechała z prędkością ok. 55km/h. Jej kierowca rozpoczął hamowanie ale trafił na studzienkę w jezdni, co utrudniło manewr. Biegli wyliczyli, że funkcjonariusz na reakcję miał sekundę. Po uderzeniu w Fiata, wjechał w drzewo z prędkością 30km/h.
Jak zaznaczono, główne ustalenia udało się wykonać na podstawie zapisu monitoringu. W rządowej limuzynie (jak stwierdzono- ze względów bezpieczeństwa) lokalizator GPS by wyłączony.
Tymczasem szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Rafał Babiński poinformował, że śledztwo w sprawie wypadku w Oświęcimiu zakończy się w lutym: albo zgodnie z terminem śledztwa do 10 lutego, albo zostanie przedłużone do końca miesiąca. Jak tłumaczył: - Termin zakończenia śledztwa 10 lutego może się okazać zbyt krótki z uwagi na to, że czynności końcowe związane z zapoznaniem stron z materiałami dowodowymi mogą potrwać dłużej.
Przypomnijmy: 10 lutego w Oświęcimiu rządowe Audi wiozące szefową rządu zderzyło się z fiatem podczas wykonywania manewru wyprzedzania, a następnie wjechało w drzewo. Po wypadku Beata Szydło trafiła do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie przeszła rehabilitację. W szpitalu premier przebywała przez tydzień. Zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał 21-letni kierowca fiata Sebastian K. Mężczyzna nie przyznał się do winy. W sprawie przesłuchano już kilkudziesięciu świadków, w tym premier Beatę Szydło.
Zobacz także: Wypadek Beaty Szydło. Niemcy pomogą wyjaśnić okoliczności