Przypomnijmy: do incydentu z prezydencką limuzyną doszło, gdy auto z Andrzejem Dudą najechało na separator oddzielający pasy ruchu od torowiska tramwajowego. Samochód uderzył w betonową przegrodę. Limuzyna nie mogła dalej jechać. Prezydent przesiadł się do innego auta i pojechał w dalszą drogę do Bochni, żeby odebrać tytuł honorowego obywatela miasta.
Kierowca prezydenckiej limuzyny miał przyznać, że się zagapił. Podkreślił przy tym, że gdy jechał przez centrum Krakowa, rozpętała się gwałtowna śnieżna burza, co znacznie ograniczyło mu widoczność. Dlatego miał najechać na separator.
Nie wiadomo, jakie mężczyzna miał doświadczenie, jak długo pracował w Służbie Ochrony Państwa. SOP nie informuje też, czy prowadzi wewnętrzne postępowanie, mające wyjaśnić incydent, czy kierowca został zawieszony, czy grozi mu coś więcej niż mandat.
Postępowanie w tej sprawie prowadzą policjanci. To oni podejmą decyzję o karze dla kierowcy. Grożą mu punkty karne i mandat (prawdopodobnie 500 zł i 6 punktów karnych). Wczorajszemu incydentowi może się też później przyjrzeć prokuratura.
Zobacz także: Rzecznik prezydenta skomentował wypadek w Krakowie. Ujawnił, jak zareagował Andrzej Duda