No bo w mediach przecież fejków, kłamstw i manipulacji nie ma. Kilka najbliższych przykładów. W tygodniku "Polityka" tekst o olimpiadzie jenieckiej w 1940 r. Kto więc zbudował obozy jenieckie, tak zwane oflagi? No w jakim obozie był Franek Dolas, ten sam, który rozpętał wojnę światową? Kto go tam zamknął, a wcześniej napadł na Polskę, a potem Norwegię, Belgię, Holandię, Francję? I kto żołnierzy wziętych podczas tej wojny do niewoli trzymał w obozach jenieckich? W czasie pierwszej wojny światowej sprawa była prosta. Przykładowo Francuzi byli w niemieckich obozach, Niemcy we francuskich obozach. Tym razem mamy sytuację o wiele bardziej skomplikowaną. Franek Dolas nie był w obozie niemieckim, ale "nazistowskim".
Do tej pory z uporem "nazistowskimi" (o ile nie "polskimi") nazywano obozy zagłady. Zarządzały nimi specjalne jednostki wartownicze, z reguły podlegające SS i jak rozumiem - to miało dostarczać argumentu, że byli to naziści, a nie tacy zwyczajni, wszyscy Niemcy. Tym razem jednak mamy do czynienia z obozami jenieckimi, którymi po prostu zawiadywała armia niemiecka, Wehrmacht, w którym, jak mogliśmy się dowiedzieć z propagandowego niemieckiego filmu "Nasi ojcowie, nasze matki", byli tacy zwykli chłopcy, co to nawet za bardzo nie wiedzieli, o co chodzi. I co, oni też się okazują nazistami, a nie Niemcami?
Skoro tak, to wniosek jest jeden, logiczny, z całej tej historii z "nazistowskimi obozami". W latach 1939-1945 Niemców nie było w ogóle. Byli sami naziści. Niemcy na kilka lat zniknęli i potem się dopiero pojawili. Tylko kto ogłosi tę ozdrawiającą sytuację, ambitną i udokumentowaną historycznie tezę? Ja stawiałbym na Różę Thun. Ale musi się spieszyć, żeby jej Włodzimierz Cimoszewicz nie uprzedził.
Zobacz także: Wiktor Świetlik: Co wolno europosłowi