W całej tej sprawie, aferze kilku kretynów, zabawne jest, jak rząd wyruszył do boju z opozycją, kto jest bardziej aktywny w walce z "faszyzmem" i kto bardziej autentyczny. Opozycja totalna i jej media oczywiście chciałyby dowieść światu, że Polacy to jednak banda nazistów, hitlerowców, w domyśle tęsknią za swoimi, "polskimi obozami koncentracyjnymi", i na wszystkie możliwe kary i siódme artykuły zasługują. Dlatego była minister szkolnictwa wyższego pani Kolarska-Bobińska już ogłosiła, że rację miał belgijski polityk Günter Verheugen, który orzekł, że w Marszu Niepodległości w Polsce maszerowało 60 tysięcy nazistów. Na temat tego, że kilka lat temu w armii belgijskiej wykryto sieć nazistowską chcącą organizować zamachy bombowe, ani pan Günter, ani pani Lena nie reagowali. W końcu oboje wolą nawalać w dzikich Polaków, co w przypadku pana Güntera jest bardziej zasadne.
Zabawna była też odpowiedź wszystkich krajowych ośrodków władzy, które by same nie być posądzone o sprzyjanie nazizmowi, ale też ze względu na to, że konkurują ze sobą, zaczęły się ścigać w antynazistowskiej walce. Oczywiście minister sprawiedliwości musiał konkurencję wygrać, bo ma prokuraturę, stary wyga Joachim Brudziński jest w MSW od kilku tygodni, więc na razie uczy się pewnie, jak na imię ma komendant główny, a premier Morawiecki i prezydent Duda bezpośrednio dysponują Twitterem, ale nie służbami. Każdy jednak taniec chocholi wokoło wafelkowych Goebbelsów zatańczyć musiał. Tak to się toczy historia jednego wafelka, a właściwie kilku, podpalonych w lesie przez bandę idiotów.
Zobacz: Echa reportażu o neonazistach. Policja zatrzymała trzy osoby