Elektoraty pozostałe, a tym bardziej politycy pozostałych partii, też niespecjalnie są w stanie czerpać radość z całej afery, bo tak jak poprzednio za sprawą konfliktu na linii prezydent - rząd, tak i teraz wspomniane premierostwo (plus prezes nad nim) zdominowało całą scenę polityczną. Wystarczy przejrzeć informacje w mediach, które są zbliżone do PO i Nowoczesnej. Ryszard Petru zajęty wylewaniem żalów na panią Lubnauer, jedyny głodny i biedny informatyk w Polsce, czyli Mateusz Kijowski, a do tego Platforma skutecznie tonąca w swojej genialnej taktyce "ulica i zagranica". Ulica nie przyciąga już nawet najwierniejszych fanów walki z faszyzmem we własnym kraju, zagranica wciąż niby pluje za namową byłego premiera na źle głosujących Polaków, ale dużo większy problem ma z panią kanclerzycą Merkel, która wkrótce może też szukać roboty.
Wydawałoby się więc, że żyć, nie umierać. Można się bawić jak w "Szachach personalnych" ze starego skeczu Jana Pietrzaka: "Dupiak na miejsce Bartkowiaka, Bartkowiak z wydziału na wydział, Czajkowski z wydziału na redakcję, Pupiak do lasu, a Stefaniak z Paxu do Śmaxu." I cała Polska się bawi, nie pamiętając o niczym innym.
Metoda ma jednak pewną drobną wadę. Wypuszczając informacje, że ten za tego, ten ma być premierem, a ten posunięty, a potem im zaprzeczając, że to plotki, a potem znów wypuszczając coś innego, szefowi Prawa i Sprawiedliwości udaje się, owszem, zdominować swoimi rozterkami debatę publiczną, ale zarazem naraża na szwank dwie najważniejsze figury, które ma na szachownicy. Śmiem twierdzić, że bez Beaty Szydło (a także Andrzeja Dudy) PiS miałby kłopoty z dzisiejszą popularnością, a bez Mateusza Morawieckiego dobra zmiana, którą tak się pisowcy dziś chwalą, wyglądałaby dużo mniej efektownie. Konfliktowanie tych polityków i dzielenie elektoratu na zwolenników jednej i drugiej osoby to słynny gowinowski "prawicowy gen autodestrukcji" w czystej postaci. Czasem z różnych przyczyn robi się wymiany w rządzie, ale sądzę, że dużo lepiej szybko wymieniać, niż o tym wcześniej ciągle gadać.
Zobacz także: Wiktor Świetlik: Demokracja w wersji hard