Wśród imigrantów mogą być szpiedzy
Jak czytamy w portalu forsal.pl, "w ocenie Aleksandra Azrau, służby Łukaszenki mogą próbować sięgnąć po rozwiązania, jakie wypracowano już kilkadziesiąt lat temu, a mianowicie, wśród tłumu osób, próbujących sforsować granicę, umieścić rosyjskich szpiegów i sabotażystów". Jak dodaje "mogą być też Czeczeni, którzy udają migrantów, a są wyszkolonymi szpiegami i to jest norma. Jeszcze 20 lat temu ten schemat tak działał".
O realizacji tego planu, wg. białoruskiego opozycjonisty może świadczyć fakt dużej liczby imigrantów zwożonych w okolice granicy. Cytowany przez portal, mówi: "nocami, samochodami cywilnymi zabierają z Mińska migrantów i przewożą do granicy, do jednostek straży granicznej. Straż Graniczna przechowuje ich w specjalnych miejscach i chcą uzbierać ich 500-800 ludzi, aby zrobić większą akcję, albo prowokację na granicy".
Jak wyjaśnia Białorusin, "siły OMON-u, milicji szybkiego reagowania, przeszły specjalne przeszkolenie pod okiem wagnerowców i zostały przeniesione w pobliże polskiej granicy".
Azrau w rozmowie z portalem udowadnia, że o specjalnej akcji mogą, świadczyć wytyczne, jakie dostała białoruska straż graniczna."Milicji i straży granicznej zabroniono przeszukiwania tych migrantów i decydować o ich losie. Mają całkowity zakaz" stwierdza były białoruski oficer.
Przy tym warto przypomnieć, że premier Donald Tusk pojawił się w sobotę (11 maja) na granicy polsko-białoruskiej. Podczas wizyty zapowiedział budowę fortyfikacji i uszczelnienie granicy. - Nie ma limitów środków, jeśli chodzi o bezpieczeństwo Polski - mówił szef rządu i dodał, że reżim Łukaszenki nie tylko wykorzystuje migrantów, ale i coraz częściej sprowadza ludzi, "którzy z migracją, azylem politycznym, nie mają nic wspólnego". Tusk zapewnił, że rząd będzie "koordynować działania na rzecz obrony granicy".
Polecany artykuł: