Michalski: PO będzie totalną partią władzy

2010-02-23 4:42

W debacie "Super Expressu" na temat nadchodzącego roku wyborczego polskiej polityki dziś głos publicysty "Krytyki Politycznej" Cezarego Michalskiego

"Super Express": - Spodziewa się pan konkretnych działań polityków w roku wyborczym?

Cezary Michalski: - Od 20 lat nie udało się w Polsce stworzyć stabilnie pluralistycznego systemu partyjnego. W związku z tym mamy tendencję do jednopartyjności. Partia, która zaczyna dominować, staje się ugrupowaniem władzy, wokół oscylują inne siły. Teraz pełni tę rolę PO. Sympatyzują z nią więc z wzajemnością zarówno Giertych, jak i Cimoszewicz. Taka sytuacja ma swoje wady i zalety. Plusem jest to, że ktoś musi rządzić. Kiedyś partię władzy próbował tworzyć Leszek Miller. Okazało się jednak, że może to być niebezpieczne. Partii władzy nikt nie sprawdza, zaczyna przekraczać obowiązujące granice. I to go znokautowało, choć Miller rządzący Polską jako premier był o wiele bardziej interesujący, niż jako facet snujący dziś nostalgiczne teksty o PRL.

Patrz też: Rafał Matyja: kampania to alibi dla polityków

- Platformie grozi nokaut?

- Życzyłbym jej, żeby była w stanie porządzić jeszcze jedną kadencję i zajęła się reformowaniem Polski, a nie wysyłaniem służb specjalnych na Piskorskiego, a CBA do zdejmowania butów w przedpokoju Rosoła.

- W Polsce zamiast partii władzy mamy raczej jednostki władzy. Sam premier w Radiu Zet przyznał, że dymisje w rządzie miały pokazać, że to on rządzi w PO.

- Struktura partii władzy jest u nas zawsze wodzowska. Miller, Jarosław Kaczyński i teraz Donald Tusk. Kiedy porównam ich stopień niszczenia wokół siebie ciekawych osobowości, wierzę, że Tusk jednak wszystkich nie zniszczy. W przypadku Kaczyńskich tej wiary już nie mam.


- PO zdoła się skupić na czymś oprócz kampanii? Jej ministrowie mówią głównie o drogach, "schetynówkach" i orlikach…

- Przeprowadziłem wywiad rzekę z Januszem Palikotem i po niej rozumiem, co kryje się za tymi orlikami. PO, kiedy umocni swoją władzę, zamierza wyprowadzić wiele funkcji poza sferę działalności państwa. Jej politycy uznają bowiem polskie państwo za niereformowalne. Ministerstwa i różne agendy to dla nich trupy, których nie da się ożywić. Chcą więc tworzyć zewnętrzne instytucje łączące pieniądze budżetowe, prywatne i unijne. Tak, jak przetestowali to na przykładzie orlików. Chcą to rozszerzyć na edukację, kulturę i inne dziedziny. To akurat mnie cieszy, gdyż proponując pozytywne działanie PO, zaczęłaby wreszcie robić coś, dzięki czemu oderwałaby się od porównań z PiS. Niepokoi mnie w tym jednak marginalizacja państwa. A jego struktury są potrzebne choćby po to, żeby nie rozpadło się nam społeczeństwo. A Platforma ma za mało pomysłów na ratowanie państwa jako takiego.

Patrz też: Michał Karnowski: Dziś partie są tylko sztabami wyborczymi

- Ma za mało pomysłów, więc to nie prezydent Kaczyński jest hamulcowym reform?

- Był raczej alibi niż zawalidrogą. I szczerze życzę PO zwycięstwa w wyborach prezydenckich, bo wreszcie to alibi straci. Będzie musiała wziąć się za aktywne działanie albo straci wszelką legitymizację. Wówczas nikt już nie będzie bał się PiS, nie będzie na kogo zrzucać winy. Wreszcie poważnie zaczęłoby się też patrzeć partii władzy na ręce. Mówiąc delikatnie, Julia Pitera nie poradzi sobie z kontrolowaniem Donalda Tuska. A za rok możemy mieć rząd z premierem Tuskiem, wicepremierami Janem Krzysztofem Bieleckim i Włodzimierzem Cimoszewiczem oraz prezydentem Komorowskim bądź Sikorskim, reprezentującym bardziej konserwatywne wartości.

- I PO będzie nowym Frontem Jedności Narodu…

- To będzie totalna partia władzy od lewa do prawa, ale wciągnięcie pewnego środowiska wraz z Cimoszewiczem (jak Hausner czy Balicki) mogłoby jej pomóc. Ci ludzie nie pokłóciliby się z liberałami. Z drugiej strony będziemy mieli monopol Jarosława Kaczyńskiego na antymodernizacyjną prawicę. Potrafi to robić, stworzył teraz projekt konstytucji jeszcze bardziej wyznaniowy niż ten Marka Jurka. I nie dlatego, by chciał go uchwalić, albo wierzył w tego Boga z preambuły. Daje to jednak władzę nad pewną grupą wyborców, którą musi obsługiwać. Jako premier był zresztą znacznie bardziej prounijny i promodernizacyjny niż w opozycji. Musi jednak utrwalać podział na prawicę i PO wchłaniającą liberalny centrolew.


- Gdzie w tym wszystkim kryje się działanie na rzecz państwa?

- Ludzie tworzący dziś trzon PO wywodzą się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. I kiedy mówią o państwie, to mówią o biurokracji, przeszkodach, zastoju. Nie interesuje ich państwo jako źródło instytucji. Uznali też za normę to, że Polacy nie potrafią budować centralnych instytucji. I mają tu inne alibi - w postaci Unii Europejskiej. Widzą Polskę organizującą się od dołu, a polityczny porządek ma do nas emanować z Brukseli. Problem w tym, że dobrze wykształceni młodzi ludzie z Warszawy poradzą sobie bez państwa. Bezrobotni z Koszalińskiego już nie. Państwo jest właśnie potrzebne do harmonizowania takich sytuacji. Platforma nie ma instynktu państwowego i może do tego przydałoby się jej lewe skrzydło z Cimoszewiczem.

Patrz też: Andrzej Rychard: W Polsce każdy rok jest rokiem wyborczym

- Czy braciom Kaczyńskim uda się wykorzystać ostatnie miesiące kadencji prezydenckiej?

- Nie sądzę. W przypadku Lecha Kaczyńskiego nie można bowiem uciec od jego psychologii. Jarosław Kaczyński myślał o swoim bracie jako twórcy lewego skrzydła dużego ruchu, jakim miał być PiS. Wokół prezydenta od początku mieli być ludzie od opieki społecznej, redystrybucji. Ludzie tacy jak Bugaj. Tymczasem ten pojawił się w pałacu dopiero wtedy, gdy prezydentura była już zmarnowana. Dla mnie końcem eksperymentu z Lechem Kaczyńskim jako prezydentem była pamiętna sprawa "Tageszeitung". Bardzo łatwo było wyeliminować go na kilka tygodni z polityki, dzięki nieuczciwemu zagraniu. Właśnie psychologia zaważyła na tym, że Lech Kaczyński nie może być prezydentem czasu silnego konfliktu politycznego.

Cezary Michalski

Publicysta "Krytyki Politycznej"