We wrześniu 2014 roku Igor Ostachowicz, Tuskowy macher od piaru, objął stanowisko w zarządzie Orlenu. Miał się tam zajmować strategią komunikacji. Wybuchła awantura. Politycy ówczesnej opozycji nie zostawili na nominacji suchej nitki. "Nie ma przyzwolenia na to, żeby przechodzić do spółek Skarbu Państwa tylko dlatego, że ktoś kogoś zna!" - grzmiała Beata Kempa.
Ostachowicz zrezygnował, oficjalnie z własnej woli, po dwóch dniach. "Nareszcie w polskiej opinii publicznej zadziałał syndrom skandalu" - skomentował tę decyzję Mariusz Błaszczak.
O Ostachowiczu można mówić wiele złych rzeczy, ale skandal był całkowicie zasadny. Sprawa była prosta: kumpel byłego premiera za swoje zasługi dostał lukratywną posadkę w państwowej firmie. Nie można natomiast uznać, że Ostachowicz nie znał się na tym, co miał ewentualnie w Orlenie robić. Mało jest do dziś w Polsce równie dobrych speców od komunikacji.
Za PiS miało być inaczej. Standardy miały być wyższe. A jak jest? Po Misiewiczu w Polskiej Grupie Zbrojeniowej mamy Misiewicza 2.0 w postaci byłej dziennikarki TVP Ewy Bugały - znów w Orlenie, tyle że nie w zarządzie spółki, ale jako dyrektora całego pionu komunikacji. To decyzja nowego prezesa firmy. Być może pani Bugała ma jakieś ukryte zalety, które byłą riserczerkę predestynują do stanowiska za 20 tysięcy miesięcznie. To, co widać z zewnątrz, to głównie dokonania nowej rzeczniczki Orlenu w telewizji publicznej, polegające na, mówiąc najdelikatniej, raczej bezkrytycznym stosunku do obecnej władzy.
Do wielu młodych, zdolnych i kompetentnych ludzi poszedł zatem sygnał: jeśli chcesz mieć dobrą, świetnie płatną pracę w państwowej firmie, to nie ucz się, nie zdobywaj kompetencji i doświadczenia - wystarczy, że podczepisz się pod władzę. Czy to chce Prawo i Sprawiedliwość przekazać Polakom?
Wierzę, że w PiS są politycy, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, którzy serio myśleli o odejściu od szemranych standardów Platformy. Może więc powinni częściej spoglądać w lustro, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie zobaczą tam Donalda Tuska.
Zobacz: Kaczyński nazwał opozycję "zdradzieckimi mordami". Na komisję etyki się nie stawił