Wiceszef PiS najpierw pożalił się, że nagrody go ominęły. - Chciałem się poskarżyć publicznie. Nikt mi żadnej nagrody nie dał - powiedział w piątek w Sejmie. Później w rozmowie z "Super Expressem" nie był już tak pewny, że bonusu nie otrzymał. Obiecał nawet, że sprawdzi, czy 50 tys. zł gdzieś się nie zawieruszyło. - Proszę zadzwonić w poniedziałek. Jakieś pieniądze chyba dostałem. Ale muszę sprawdzić, jaka to była formuła - zapewniał. Dodał też, że jeśli się pomylił, to przeprosi. Wczoraj zadzwoniliśmy do niego ponownie. - Jeszcze nie wiem, bo poprosiłem o sprawdzenie. Będę wiedział za dwie, trzy godziny - odpowiedział nam rano. Poszukiwania pieniędzy chyba pochłonęły Lipińskiego bez reszty, gdyż przez pozostałą część dnia nie odbierał już telefonów.
Sprawę skomentował poseł PO Krzysztof Brejza (35 l.). - Nagradzani nie mieli zielonego pojęcia, że to są nagrody. Kabaret. Wiceprezes PiS tłumaczy, że sprawdzi. (...) To nie były nagrody, to było turbodoładowanie pensji zasadniczej pod pozorem nagród - uważa poseł Krzysztof Brejza.