Chodzi o sprawę z 2012 r., kiedy to ówczesny wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk ubiegał się o pozwolenie na broń w Komendzie Wojewódzkiej w Łodzi. Według prokuratury polityk w ogóle nie podszedł do praktycznego egzaminu. Jako praktyczny egzamin zaliczono mu... prywatną wizytę ze znajomymi na strzelnicy, do której doszło wcześniej, mimo że przepisy przewidują odwrotną kolejność składania egzaminów. Najpierw powinien zdać egzamin teoretyczny, później praktyczny.
Afera wyszła na jaw w kwietniu w 2015 r. i doprowadziła do dymisji Grabarczyka ze stanowiska ministra sprawiedliwości. Śledztwo w tej sprawie prowadziła wówczas prokuratura w Ostrowie Wielkopolskim. Postępowanie jednak umorzono.
- Wygląda, jakby aferę "skręcono". Prokuratorowi, który chciał postawić politykowi PO zarzuty i który zdecydował o przeszukaniu biura poselskiego Grabarczyka odebrano śledztwo, a potem je umorzono. Naszym zdaniem dowody są niepodważalne. Dlatego prokuratura podjęła umorzone śledztwo - mówi nam osoba znająca kulisy śledztwa.
Co na to były minister? - To decyzja o charakterze politycznym. Będę dowodził swojej niewinności przed sądem - mówił w TVN24. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Zobacz także: Grabarczyk: Nie spodziewam się, by prokuratura coś znalazła