"Super Express": - Andrzej Duda oddaje się letniemu szaleństwu w swojej rezydencji w Juracie. Jednym ze sposobów na spędzanie wolnego czasu jest brawurowa jazda głowy państwa na skuterze wodnym. Jak udało się uwiecznić na zdjęciach, prezydent szarżuje na tyle, że już spadał z wodnego skutera. Czy prezydentowi powinno się na takie szaleństwa pozwalać, czy chroniąc jego zdrowie i życie, namawiać go do mniej ekstremalnych form wypoczynku?
Gen. Marian Janicki: - Pan prezydent jest stosunkowo młodym - bo 45-letnim - sprawnym mężczyzną i jeżeli sam jeździ na nartach, to przyznam, że czymś dziwnym byłoby to, gdyby jego ochrona zabroniła mu jeździć na skuterze wodnym. To, że mu na to pozwolono, jest raczej czymś normalnym. Problemem, z tego, czego można się dowiedzieć z "Super Expressu", jest raczej brawura pana prezydenta, który być może za bardzo uwierzył w swoje umiejętności. Podejrzewam, że i BOR miał kontrolę nad sytuacją, więc nie powinniśmy mieć powodu do niepokoju. Duża teraz rola szefa ochrony Andrzeja Dudy.
- Co może zrobić, jeśli nie chce zabraniać panu prezydentowi możliwości relaksu?
- Jeśli tego nie zrobił wcześniej, to powinien teraz przeprowadzić rozmowę z panem prezydentem co do techniki jazdy na skuterze wodnym i przede wszystkim prędkości, które rozwija. Dla własnego dobra Andrzej Duda powinien skupić się na jeździe rekreacyjnej, a nie wyczynowej. Prezydent musi mieć świadomość, że skoro pełni tak odpowiedzialną funkcję, bezpieczeństwo jest dla niego sprawą priorytetową.
- Czyli bardziej uczulamy Andrzeja Dudę na zasady BHP, niż zabraniamy mu rozrywek?
- Zdecydowanie. Zabronienie panu prezydentowi przez ochronę jazdy na skuterze na niewiele by się zdało.
- Są jakieś określone procedury w sprawie tego, co może robić prezydent czy to raczej kwestia dogadania się z ochroną?
- Pamiętam prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który uwielbiał sam prowadzić samochód. Mogę dziś zdradzić, że owszem, zdarzało mu się, kiedy przebywał w Juracie, jeździć bez kierowcy, ale oczywiście w obstawie oficerów BOR, którzy trzymali się go bardzo blisko. Wszystko przebiegało spokojnie, obchodziło się bez incydentów. To, co przydarzyło się Andrzejowi Dudzie na skuterze, to tylko wypadek przy pracy, który więcej się nie powtórzy.
- Myśli pan, że oficerom BOR serce podeszło do gardła, kiedy widzieli prezydenta spadającego ze skutera?
- Bez wątpienia. Proszę sobie tylko wyobrazić, co by się działo, gdyby okazało się, że Andrzej Duda odniósł obrażenia. Pierwsi do krytyki byliby oficerowie osobistej ochrony, która nie upilnowała bezpieczeństwa głowy państwa. Całe szczęście obeszło się bez problemów, pan prezydent, zanim dotarli do niego ludzie z ochrony, o własnych siłach wsiadł na skuter i ruszył dalej. Niemniej, powtarzam, potrzeba rozmowy, w której uczulono by Andrzeja Dudę, żeby ostrożniej korzystał z wypoczynku.
Zobacz: Prof. Kazimierz Kik: Zawiodła administracja, nie rząd
Przeczytaj też: Mirosław Skowron: Opresyjna, europejska dzicz
Polecamy: Prof. Genowefa Grabowska: Takie pomysły zawsze przegrają z realiami życia