"Super Express": - Czy klęski żywiołowe muszą być dla polityków pułapką wizerunkową? Jakkolwiek by się zachowali, zawsze ktoś im coś w wytknie. Jak powinni się zachować w takiej chwili?
Prof. Kazimierz Kik: - Dziś wśród wszystkich polityków, nie tylko polityków PiS, sporo jest postaw asekuracyjnych. Dotyczy to również pracowników administracji publicznej. Dobrze zatem, jeżeli od czasu do czasu zostaną zmuszeni do ich porzucenia. I w takich sytuacjach w Polsce mają problemy, co wynika z systemu wodzowskiego. W partiach, w których dominuje taktyka czekania na rozkaz, czekania na dyrektywę, nikt nie wie, jak się zachować, kiedy trzeba wykazać samodzielność myślenia i działania. Chowają się za przepisami, kruczkami prawnymi. Gdyby dobro wspólne było dla nich priorytetem, zachowaliby się inaczej.
- Co by w takiej sytuacji zrobili?
- Wojewoda i marszałek, nie czekając na rząd, nie czekając na ministra, skorzystaliby ze swoich kompetencji i od razu tego samego wieczoru, lub najpóźniej w sobotę rano podjęliby samodzielne decyzje i wszystkie siły skierowaliby na odcinek kataklizmu!
- Podobno rząd nie zareagował w tym przypadku wystarczająco szybko.
- To nie była akurat wina ani premier Szydło, ani ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka. Przecież informacja od wojewody przyszła w poniedziałek. Nie było więc opóźnienia w reakcji rządu, bo zaczął on działać w momencie, gdy dostał stosowną informację. Rząd zareagował właściwie już po pół godziny od informacji, a trzy godziny później wojsko ruszyło na pomoc. Tym razem nie zawiódł rząd, ale administracja państwowa.
Zobacz: Dr Krzysztof Liedel: Specyfika islamu sprzyja terroryzmowi
Przeczytaj też: Tadeusz Płużański: Terroryści zabijają, bo jest za ciepło
Polecamy: Sławomir Jastrzębowski: Poszydzimy z pamięci ofiar islamskich terrorystów?