„Super Express”: – Afera związana z rzekomym romansem posła Stanisława Pięty z PiS zatacza coraz szersze kręgi. Młoda kochanka zamężnego polityka, którą miał poznać podczas rocznicy katastrofy smoleńskiej, jest porównywana z Marzeną Domaros, pseud. Anastazja P. Kobiety, która w latach 90. była główną bohaterką jednego z największych skandali obyczajowych związanym z politykami. Szykuje się powtórka z rozrywki?
Andrzej Morozowski: – Wyraźnie widać, że strona, której dotyka ta afera, jest w pewnym sensie zakłopotana.
– Dlaczego?
– Okazało się, że prawica znalazła się w potrzasku. Ci, którzy tak wiele mówili o tradycji, wartościach rodzinnych oraz życiu w zgodzie z pewnym etosem, sami sobie zaprzeczyli. Do tej pory uznawali, że posiadanie kochanki jest typowo lewackie. Chyba jednak nie do końca.
– Może poseł Pięta zbłądził i żałuje swojego występku?
– Bardzo możliwe, że zbłądził. W sumie wszystko na to wskazuje. Jednak dopatrywanie się w tym zdarzeniu intrygi jest wysoce niestosowne. Owszem, wiele rzeczy można sobie w ten sposób tłumaczyć. Jednak obawiam się, że jest to niepoważne. Gdyby poseł Pięta był rzeczywiście obrońcą wartości, o których tak pięknie opowiadał, nigdy nie pozwoliłby na to, aby uwiodła go jakakolwiek agentka. Wartości powinny być ważniejsze niż oferta, którą składała kochanka.
– Wizerunek PiS został lekko nadszarpnięty przy okazji innych afer. Sytuacja z panem Piętą może być gwoździem do trumny dla partii rządzącej?
– Osobiście uważam, że ta historia niewiele zmieni, jeśli chodzi o postrzeganie PiS wśród Polaków. Z drugiej strony nie od dziś wiadomo, ze kropla drąży skałę.
– Uważa pan, że wśród „prawicowców” wielu jest reprezentantów fasadowej moralności?
– Myślę, że tak. Fasadowa moralność, o której pani mówi, polega właśnie na tym, iż kreujemy wokół siebie wyobrażenie konserwatywnych wartości, podczas gdy po drugiej stronie lustra stoi kochanka.
Rozmawiała Sandra Skibniewska