Jak argumentował prokurator, przyznanie odszkodowania sprawiłoby, że należałoby uznać, że "narażałoby wnioskodawcę, jak i - oceniający rozmiar jego krzywd - wymiar sprawiedliwości na doniosły w społecznym odczuciu zarzut, iż swoją niepodległościową działalność realizował nie tyle w celach ideowych, co jako specyficzną formę najemnictwa z niepewnym, odroczonym terminem płatności" - czytamy w apelacji. Prawdę mówiąc, ciężko to nawet komunikować. Idąc tym tropem rozumowania, polscy żołnierze podczas wojny walczyli i ponosili ofiary nie za ojczyznę, ale licząc na zyski po wygranej wojnie. Że ginęli na wszystkich frontach, w niemieckich obozach, sowieckich katowniach, a po wojnie też w ubeckich więzieniach? Nic to, dla pana prokuratora ich motywacje muszą być oczywiste. Cofając się historycznie dalej, można by za chciwych koniunkturalistów uznać męczenników z Cytadeli Warszawskiej. A nuż by któreś powstanie wygrało, wtedy jak nic próbowaliby od wolnej Polski wymusić odszkodowania. Żołnierze Wyklęci z lat 40. i 50., robotnicy czerwca 1976 roku, studenci z roku 1968, stoczniowcy z Wybrzeża 1970 i robotnicy z Radomia i Ursusa z roku 1976 - wychodząc w proteście, ani chybi w głowach mieli wysokie zasiłki, które wyłudzą od państwa w XXI wieku. Oczywiście nie można nie wspomnieć o Solidarności, bo tam w szczytowym okresie owych wyłudzaczy było aż 10 milionów. Na szczęście jest w Warszawie prokuratura, a w niej prokurator Stanisław Wieśniakowski. Dzielnie pilnuje on, by wolna Polska, broń Boże, nie została okradziona przez tych, którzy o nią walczyli. Bo państwo zwane III RP faktycznie jest wolne, głównie od przyzwoitości.
ZOBACZ: Wicepremier Gliński: Przykro mi, że w TVP jest taki dom wariatów