Zbigniew Ziobro na początku rozmowy zdradził, jak dowiedział o tym, że jest ciężko chory. - To było już pod koniec urzędowania, po wyborach. Cały czas odkładałem taką bardziej dogłębną diagnozę z racji braku czasu. Doszło do takiego momentu, że bóle przybrały taką postać, że nie mogłem spać. Zdecydowałem się przebadać dokładniej - wspominał. Po tym, gdy lekarze przeprowadzili zabieg gastroskopii, straszna prawda wyszła na jaw. - Wyszło, że jest u mnie masywny, duży nowotwór przełyku na 7 cm blisko był zajęty, mam nawet jego zdjęcia, to taka kostucha, odrażające - przyznał szczerze. Dodał też, że kolejne badania wykazały, że nowotwór przeniósł się również na żołądek.
Zobacz: Ziobro przekazał nagle wstrząsające wieści! Chodzi o Tuska
- Dowiedziałem się, jakie są szanse przeżycia, nie rokowały najlepiej. Postanowiłem stoczyć bitwę o życie, ale też to wszystko splotło się niestety z odejściem z rządu (..) Potem już było intensywna kuracja - mówił. Przy okazji Ziobro wstrząsająco ujawnił, że lekarze z Lublina, którzy prowadzili jego leczenie, otrzymywali groźby. Jak przyznał, było to bezpośrednio związane z tym, że część osób nie uwierzyła w jego chorobę i oskarżała go o symulowanie. - To, co było momentem zmiany w moim sposobie myślenia, to gdy przyszła prof. śp. Starosławska, która przyszła do mnie przerażona, informując mnie, że dostaje maile z groźbami - powiedział lider Suwerennej Polski.
Przeczytaj: Ziobro przerywa milczenie. Zmarła lekarka, która go leczyła
- Nie tyle wobec mnie, ile wobec niej, szpitala. Później w rozmowie z nią widziałem, że ona tego się faktycznie obawiała - doprecyzował. Dodał przy tym, że to właśnie przez takie sytuacje zdecydował się, że swoje leczenie będzie odbywać poza granicami Polski.