W mediach publicznych na wysokich, eksponowanych stanowiskach znaleźli się także ludzie, na których zgodę jakoś tam wyrażała PO. Czy mieliśmy wtedy do czynienia z reżimem, dyktaturą, końcem demokracji etc.? Moim zdaniem nie, aczkolwiek media silnie związane z ówczesną opozycją bliskie były takich stwierdzeń lub też formułowały je wprost. Bez wątpienia ten platformowy układ miał swoich pupilów w spółkach Skarbu Państwa, mediach, urzędach, fundacjach i wielu innych instytucjach. I nie oszukujmy się, nie wszyscy byli wtedy jednakowo traktowani. A teraz przyjrzyjmy się faktom, które właśnie mają miejsce. Kandydat PiS zostaje prezydentem, PiS wygrywa wybory parlamentarne, ma swojego premiera, swój rząd i próbuje zapewnić sobie przychylność Trybunału Konstytucyjnego. Czyli co? Czyli nic, ma być tak, jak było, tylko odwrotnie. Skąd więc teraz ta dzika atmosfera paniki, histerii wylewającej się z mediów i ust ludzi, którym skończyło się właśnie ich pięć minut (w zasadzie pięć lat)? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż całe to sterujące histerią towarzystwo krzyczy "demokracja", a myśli wyłącznie "kasa". Sama zmiana władzy nie jest dla tych ludzi najgorsza. Najgorsza jest perspektywa odstawienia ich, ich mediów, ich spółek, ich fundacji od państwowego cyca, czyli łatwych pieniędzy, które doili przez lata do woli. Dla nich wszystkich to rzecz niebywała i niewyobrażalna, że będą musieli zacząć zarabiać pieniądze, które dotąd leciały z państwowego nieba. I stąd cały ten wrzask, także niektórych do niedawna uprzywilejowanych mediów, którym skończą się reklamy i nie tylko. To nie jest troska o demokrację, tylko wrzask za pieniędzmi. Proste? Proste. Nie dajcie się Państwo nabrać cynicznym specjalistom od wywoływania histerii.
Zobacz także: Rafał Ziemkiewicz komentuje: Platforma płaci za obciachową histerię