Zbigniew Romaszewski: Solidarność to nie tylko Wałęsa!

2010-09-01 0:26

Dlaczego w 30. rocznicę Porozumień Sierpniowych dawni i obecni działacze Solidarności nie potrafią się porozumieć? Odpowiada wicemarszałek senatu Zbigniew Romaszewski: Największym zarzutem, jaki można postawić Wałęsie, jest to, że on sobie wtedy wyobraził, że on sam zbudował Solidarność.

"Super Express": - Młodym ludziom mówi się: bądźcie dumni, że Polsce przydarzyła się Solidarność. Gdy obserwuje się, jak ludzie Solidarności wzajemnie publicznie się postponują, brzmi to jak pusty slogan.

Zbigniew Romaszewski: - Mieliśmy jednoznaczny ruch społeczny, który domagał się wolności, niepodległości, praw człowieka. To akceptowali wszyscy - sprawa była prosta, jasna. No a w 1989 r. zaczęliśmy budować państwo. Jak zbudować totalitaryzm - wiadomo. Ale jak z totalitaryzmu przejść do systemu demokratycznego, na ten temat może istnieć wiele koncepcji i nikt ich przed nami nie próbował realizować. To było pierwsze takie wydarzenie, kiedy od totalitaryzmu do demokracji przechodziło się własnymi siłami. Niemcy wychodzili z faszyzmu pod okupacją aliantów, Japonia demokratyzowała się pod zarządem amerykańskiego generała Douglasa MacArthura. My robiliśmy to sami. Próbowały tego różne orientacje i żadna nie była wolna od błędów - długo by je wyliczać...

Przeczytaj koniecznie: Jerzy Kłosiński: Bez Solidarności Wałęsa byłby nieznany

- Ale nie mówimy teraz o tym, czy lepiej by było, gdyby po 1989 r. były wyższe, czy niższe podatki i czy prywatyzować trzeba było łagodniej, czy ostrzej. Mówimy o tym, że trzydzieści lat temu naród stanął w jednym szeregu. Skąd ta małość w liderach z tamtych lat, że dzielą obchody na lepsze i gorsze?

- Rzeczywiście, niektóre zachowania moich dawnych kolegów mnie rażą. Jak to wytłumaczyć? Trzeba uczciwie powiedzieć: zmienił się system wartości, żyjemy w innym świecie. Okazuje się, że "kasa, misiu, kasa" jest teraz wartością naczelną. Konkurencja zdominowała współpracę. Nie rozumiemy, co to jest wspólna wartość - że istnieją interesy wspólnoty narodowej. Dlatego nie mamy dobrych dróg i wałów przeciwpowodziowych. Bo one byłyby wspólne. "A nieważne, co je twoje, ważne, co je moje".

- A może już trzydzieści lat temu zaczęła się walka nie o ducha, lecz o kiełbasę?

- Nie, w tej skali to jest dzisiejszy pomysł. Trzydzieści lat temu takiego hasła nie mieliśmy. Chociaż zawsze się zaczyna od kiełbasy. Ale nie ulega wątpliwości, że nie dałoby się zorganizować w ciągu trzech miesięcy dziesięciu milionów ludzi wyłącznie wokół pragnienia kiełbasy. W sprawie kiełbasy można protestować - tak było np. w Radomiu.

Patrz też: Jerzy Ciszewski: Powiedzmy Solidarności: Dziękujemy, że byłaś

- "Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach" napisał Czesław Miłosz. Jak wiele zależało od liderów ruchu? Czy gdyby wąsaty elektryk nigdy się nie urodził, te dziesięć milionów ludzi potrafiłoby się skrzyknąć?

- Byłaby chociażby Anka Walentynowicz. Gdyby jej nie wygryzł. Byłby Andrzej Gwiazda.

- Starczyłoby im charyzmy?

- Nie wiem, co to znaczy. PR można oczywiście budować każdej osobie, niezależnie od jej walorów. Wałęsa posiadał tylko jeden walor, którego nikt poza nim nie miał: zawsze wiedział, co trzeba do ludzi mówić. Odgrywał rolę sztandaru jednoczącego ludzi. To utrzymywało integralność liberałów, narodowców, katolików.

- Może w tym rzecz! Bo gdzie dwóch Polaków, tam trzy partie. A jak się nas uda zjednoczyć - czynimy cuda!

- Ale później, gdy czas walki się skończył, trzeba było budować. A z Wałęsą nie było to możliwe.

- Tak czy inaczej rola sztandaru, a nie mózgu?

- Kiedy Lech Wałęsa dostał Nagrodę Nobla, to my wszyscy - którzy działaliśmy, którzy byliśmy wyrzuceni z pracy, którzy siedzieliśmy w więzieniach - uważaliśmy, że to nasza wspólna nagroda. Największym zarzutem, jaki można postawić Wałęsie, jest to, że on sobie wtedy wyobraził, że on sam zbudował Solidarność.

Zbigniew Romaszewski

W PRL działacz opozycji, obecnie wicemarszałek Senatu (PiS)