Kilka dni temu Jackiewicz przeszedł ciężką operację - wycięto mu węzły chłonne, które trawił rak. Jackiewicz teraz w niczym nie przypomina prężnego polityka sprzed raptem kilkunastu miesięcy, gdy był ministrem skarbu. Widać, że cierpi. Ledwo się porusza, mówienie sprawia mu ogromną trudność. U jego boku są tylko najbliższa rodzina i przyjaciele.
Niestety, polityka opuścili partyjni "koledzy". Gdy był ministrem skarbu, zabiegali o jego względy. Gdy został zdymisjonowany - odwrócili się od niego, a on pozostał bez pracy. Mimo że tajemnicą poliszynela były jego problemy zdrowotne, z którymi zmaga się od dawna.
Przypomnijmy, że zanim objął tekę szefa resortu skarbu w rządzie Beaty Szydło, był europosłem i zarabiał ok. 40 tys. zł miesięcznie. Gdy tylko PiS wygrał wybory do Sejmu i tworzono nowy rząd, Jackiewicz zrezygnował z Brukseli i podjął pracę w ministerstwie za o wiele niższe uposażenie. W ostatnim tygodniu leżał na zwykłej sześcioosobowej sali po bardzo poważnej operacji. Wyszedł ze szpitala w sobotę.
- To już kolejna operacja Dawida, bo wcześniej cierpiał na raka trzustki - mówi nam jego przyjaciel. - Wtedy wydawało się, że to koniec problemów. Niestety. Okazało się, że ma przerzuty. Dodatkowo nerwy, życie na bocznym torze bez żadnego zainteresowania kolegów z partii, doprowadziły do tej dramatycznej sytuacji, w której jest teraz - mówi nam bliska Jackiewiczowi osoba. Teraz trzeba za byłego polityka PiS trzymać kciuki. I mieć nadzieję, że wyzdrowieje.