Czas rzucić Putina na kolana
Wiele miesięcy napięcia wokół Ukrainy i rosyjskich gróźb wojskowego ataku na naszego wschodniego sąsiada ma swoje pierwsze efekty. Władimir Putin uznał niepodległość tzw. republik ludowych wokół Doniecka i Ługańska, które stworzył i okupował od 2014 r. Co dalej? Bo że nie jest to ostatnie słowo Putina, można być bardziej niż pewnym.
Zacznijmy jednak od oceny bandytyzmu Putina w Donbasie. Trzeba powiedzieć sobie jasno – choć brzmi to paradoksalnie, jednostronne uznanie „niepodległości” okupowanych terenów to porażka polityczna Kremla. Ostatnie osiem lat poświęcił on temu, by w ramach tzw. formatu normandzkiego zmusić Kijów do uznania „separatystów” z Donbasu, zmuszenia władz Ukrainy do finansowania „republik” i włączenia ich w proces polityczny w Kijowie. Miał być to koń trojański Rosji i narzędzie destabilizacji Ukrainy. Uznanie „niepodległości” to przyznanie się do porażki przez Putina. Nie osiągnął tego, o co tak usilnie się starał. To próba ratowania własnego wizerunku jako głównego machera w Europie. Wielomiesięczna presja na Zachód poprzez trzymanie Ukrainy jako zakładnika, by USA i Europa uznały roszczenia Putina do decydowania o losie Europy Środkowo-Wschodniej, zakończyła się porażką. Zachód nie zmiękł, Ukraina się nie rozsypała wewnętrznie. Jakoś trzeba przełknąć tę żabę.
Jednak polityczną porażkę Putin może chcieć powetować sobie zwycięstwem militarnym. Zagrożenie atakiem Rosji na Ukrainę wcale więc nie maleje. Teraz wiele zależy od reakcji Zachodu. Ten od wielu miesięcy groził Putinowi „surowymi sankcjami” za najazd na Ukrainę. On się właśnie dokonał, choć nie w formie ataku na Kijów. Na razie. To moment, kiedy swoje groźby trzeba spełnić i nie ograniczać się do niezbyt bolesnych półśrodków. Putin musi wiedzieć, że Zachód mówi poważnie i spełnia swoje groźby. Wiarygodność jest tu kluczowa. Bez niej Władimir Putin będzie bardziej ośmielony i zapewne zacznie marsz na kolejne terytoria wschodniej Ukrainy.
Pierwsze jaskółki już są. Niemcy wstrzymują certyfikację Nord Stream 2. Unia Europejska wprowadza pierwsze sankcje, Wielka Brytania również. To nadal jednak za mało. Gaz i ropa naftowa płyną innymi gazociągami oraz rurociągami i finansują awantury Putina. Trzeba odciąć europejską pępowinę dla jego reżimu. Czekamy też na poważne sankcje gospodarcze. Rosja żyje z importu wielu dóbr z Europy i trzeba je wstrzymać. Jednocześnie zagwarantować pokrycie strat tym biznesom, którzy boją się utraty wpływów i lobbują przeciwko twardym sankcjom. Nie ma na co czekać. Dla Putina to ostatni moment, żeby spróbować zniszczyć Ukrainę. Dla Zachodu to ostatni moment, by mu na to nie pozwolić.