"Super Express": - Nie mogę na początku nie zapytać o twoje tatuaże. Niewątpliwie zwracasz nimi na siebie uwagę, ale czy nie miałaś przez nie problemów?
Monika Miller: - To jest na porządku dziennym. Na ulicy czy w autobusie padały w moim kierunku takie epitety, których nawet nie wypada powtórzyć. Nie wpuszczali mnie też do restauracji, byłam wyrzucana z klubów, bo ktoś stwierdził, że jestem prostytutką. Najczęściej jednak zdarzały mi się problemy w szkole. Przez nauczycieli, ale i rodziców moich znajomych. Nie chcieli, żebym przychodziła do nich do domu, oskarżali mnie, że biorę narkotyki, sprzedaję się czy jestem w gangu. Takie było moje życie, odkąd mam tatuaże.
- Ale nie przestałaś ich robić. Wręcz przeciwnie. To jakaś forma buntu?
- Kiedyś próbowałam być jak inni - nie nosić makijażu, ubierać się jak koleżanki, żeby tylko się nie wyróżniać. Ale gdy patrzyłam w lustro, nie chciałam widzieć swojego odbicia. Chciałam być sobą, a nikt mi na to nie pozwalał. Moje tatuaże to więc nie forma buntu, a raczej niechęć do oszukiwania samej siebie, bycie wierną sobie. Jak tylko weszłam w ten świat tatuażu, pomyślałam, że to są moi ludzie. Oni mnie nie będą oceniać.
- Wielu osobom wydaje się, że osoby, które mają tatuaże, są ostre. A jaka jest Monika Miller - faktycznie pasuje do ciebie ten stereotyp?
- Dużo osób dziwi się, gdy mnie bliżej poznaje. Wszyscy myślą, że jestem twarda albo niemiła i słucham heavy metalu. A prawda jest zupełnie inna. Moim ulubionym kolorem jest różowy. Jestem osobą wesołą, lubię się śmiać, a czasem łatwo doprowadzić mnie do łez. Uwielbiam też sukienki czy buty na obcasach. Nie jestem rockowa i ostra.
- A jaki masz pomysł na swoją karierę? Znane nazwisko z pewnością może ci w niej pomóc?
- Nie chcę być znana tylko jako wnuczka byłego premiera. Chcę sama pracować na swoje nazwisko. Kiedy byłam młodsza, chciałam zostać aktorką, potem piosenkarką. Chodzę na castingi, nie interesuje mnie bycie etatową celebrytką, która jest sławna, bo jest sławna.
- Co z polityką? I w tym świecie wydaje się, że miałabyś wiele drzwi otwartych. Nie myślałaś o tym, by się zaangażować?
- Myślę, że to bardzo ciekawe, ale i trudne. Trzeba mieć nerwy ze stali, mocną psychikę. I jak tak sobie porównać mnie i mojego dziadka, to myślę, że w życiu nie byłabym w stanie tak jak on z kamienną twarzą słuchać pewnych argumentów. Jestem dość impulsywną osobą i chyba nie potrafiłabym w pewnych sytuacjach usiedzieć w miejscu, zachowując zimną krew.
- Gdyby jednak popuścić wodze fantazji i założyć, że jesteś politykiem i masz władzę: co byś zmieniła w Polsce?
- Przede wszystkim podejście do spraw kobiet. Podejście, że aborcja jest zła, odmawianie kobietom prawa do antykoncepcji - to niedopuszczalne. Oprócz tego chciałabym zrównać pozycję kobiet i mężczyzn, by panie na przykład nie zarabiały mniej za tę samą pracę. Nie lubię też staroświeckiego podziału ról - że kobieta siedzi w domu i zajmuje się dziećmi, a mężczyzna to głowa rodziny i pracuje. Istotna dla mnie jest również kwestia równości i tolerancji osób ze środowiska LGBT. Co tu dużo ukrywać - moje poglądy są lewicowe!
Zobacz: Premier Szydło skomentowała propozycje Dudy. To może zaboleć