Władysław Kosiniak-Kamysz

i

Autor: Piotr Grzybowski Władysław Kosiniak-Kamysz

Władysław Kosiniak-Kamysz: Tożsamości nam nie odbiorą

2019-01-08 10:27

Czy bardzo słaby wynik sondażowy Nowoczesnej będzie przestrogą dla PSL, by nie szukać porozumienia o wspólnych listach z Platformą Obywatelską? Z prezesem ludowców Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem rozmawia Tomasz Walczak.

„Super Express”: - Procesy zjednoczeniowe na opozycji trwają, ale na razie główny efekt jest taki, że po przymusowym zjednoczeniu Nowoczesnej z PO, partia Katarzyny Lubnauer ma poparcie w granicach błędu statystycznego. Nie przestraszyło to pana?
Władysław Kosiniak-Kamysz: - Nie należy skakać z radości, gdy sondaże są dobre i rozpaczać, kiedy są trochę gorsze.
- Ale powinny dawać do myślenia. A już zwłaszcza ten IBRIS, w którym Nowoczesna nie istnieje.
- Na pewno zachowanie własnej podmiotowości w różnych sojuszach jest kluczowe i cały czas to akcentujemy. Bez tego bowiem trudno mówić o budowaniu czegoś wspólnego. Jeśli tak stawia się sprawę od początku, to zachowa się siebie, gdy dojdzie do jakiegoś szerszego porozumienia. My swojej tożsamości odebrać sobie nie damy.
- Nie wszyscy w pańskiej partii tego porozumienia chcą. Marek Sawicki uważa, że szeroka koalicja opozycji to błąd.
- Bogu dzięki, że w PSL – jako chyba ostatniej partii – jest normalna dyskusja. Każdy ma swoje koncepcje, a ostateczną decyzję podejmiemy na radzie naczelnej.
- Przełamie pan opór wewnętrzny i namówi koleżanki i kolegów do sojuszu z innymi partiami?
- Rozmawiając z ludowcami widzę, że zwolenników porozumienia jest w naszej partii bardzo dużo. Na ostatnim kierownictwie PSL duża część naszych działaczy wyraziła dla takiego scenariusza swoje poparcie. Marek Sawicki bierze udział w tej dyskusji i bardzo się cieszę. Kiedy debata w partii zamienia się w wykonywanie poleceń, nie ma to kompletnego sensu. Wystarczy, że jest już jedna partia, gdzie miejsca na wyrażenie swojego zdania nie ma.

- A czym będzie pan przekonywał wątpiących w sens koalicji opozycji kolegów?
- W wyborach europejskich dość łatwo znaleźć nam wszystkim wspólny mianownik: silna Polska w Europie, bycie rozgrywającym, a nie rozgrywanym i niedopuszczenie do tego, żeby Unia podzieliła się na dwie prędkości. Wokół tych spraw można zbudować poważną alternatywę dla PiS.
- Nie skończy się to jednak tym, że taka alternatywa skończy się na haśle „Precz z PiS!”, które już kompletnie nie działa?
- Ono nigdy nie zadziała. Jako PSL od początku o tym mówimy. Nie idziemy do wyborów, żeby wrócić do Polski z 2015 r. Chcemy nowej, lepszej Polski – bez kolejek do lekarzy, a z „Emeryturą bez podatku” i PKS-ami do każdej miejscowości.
- Taka wspólna lista nie będzie jednak symbolem Polski Anno Domini 2015?
- Myślę, że każdy z nas odczytał żółtą kartkę od wyborców i każdy z nas się od tamtego czasu zmienił. Wspólna lista wynika też z ordynacji, ze sposobu przeliczania głosów na mandaty. Siłą rzeczy wymusza na obecnej opozycji szukanie porozumienia.
- Nie rozpłyniecie się jednak w tej masie polityków różnych partii?
- Siła PSL może być większa dzięki takiej wspólnej liście, niż gdybyśmy startowali osobno. Więcej, silniejsza obecność PSL w takiej koalicji jest gwarantem, że sprawy społeczne nie zostaną pominięte, a 500 plus utrzymane.
- W takiej koalicji też łatwiej będzie wypromować pana na premiera? W końcu z liderów opozycji to pan cieszy się największym zaufaniem społecznym.
- Dziś nie czas na dzielenie się stanowiskami, tylko na ciężką pracę nad zbudowaniem dobrych rozwiązań dla naszych rodaków.
- Stanowisko premiera pana nie interesuje?
- Jeśli będziemy ścigać się na to, kto jest liderem opozycji, to w tej opozycji pozostaniemy.
Rozmawiał Tomasz Walczak