Tomasz Siemoniak

i

Autor: Łukasz Szelemej Tomasz Siemoniak

Tomasz Siemoniak: PiS nie ma już rezerw

2019-01-08 5:00

Wiceprzewodniczący PO, Tomasz Siemoniak o tym, czy w obliczu słabnącego poparcia dla opozycji jej zjednoczenie ma jeszcze sens?

„Super Express”: - Nowy rok, nowy sondaż i stare kłopoty: PO traci w nim 5 proc., a bratnia Nowoczesna – także dzięki waszej pomocy – ma poparcia poniżej błędu statystycznego. Czemu wam nie idzie?
Tomasz Siemoniak: - Trochę już w polityce jestem i wiem, że sondaże raz bywają lepsze, raz gorsze. Najważniejszym sondażem w ostatnich trzech latach był wynik wyborów samorządowych...
- Które przegraliście…
- W sejmikach wojewódzkich proporcja była 34 do 27 proc. W miastach odnieśliśmy zdecydowane zwycięstwo. W sondażach od ostatnich wyborów parlamentarnych bywało, że mieliśmy i 12 proc., więc spokojnie podchodzę do tych badań. Poczekajmy na wyniki kolejnych wyborów, które przed nami.
- A są dla was powody do optymizmu przed tymi wyborami?
- Zima wasza, wiosna nasza. Nie sądzę, żeby takie poparcie dla PiS się utrzymało. Dzieje się tyle negatywnych rzeczy ze strony rządzących, że w końcu przyjdzie moment, że PiS nie będzie w stanie tak dużego poparcia utrzymać. Mamy zamieszanie z cenami prądu, fatalne pomysły zmian w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, kontrowersyjne nominacje jak ta Adama Andruszkiewicza czy wreszcie zadziwiające pensje współpracowniczek szefa NBP. Nie sądzę, żeby PiS mógł spać spokojnie.
- Przez ostatnie trzy lata robił nie takie rzeczy, które niejedną partię by zatopiły, a nadal wydaje się nie do zdarcia.
- Zawsze następuje taki moment, kiedy każdej partii zaczyna spadać poparcie. Nie bardzo widzę, gdzie PiS mógłby szukać rezerw. Nie widzę czynników, które na korzyść PiS mogłyby działać. Wielkimi krokami za to zbliża się nieubłagane apogeum kryzysu w oświacie, wynikające z jej deformy i kumulacji roczników w pierwszej klasie szkoły średniej. Problemów PiS będzie miał jeszcze wiele do wyborów. A dla nas, paradoksalnie może i lepiej, że zadowoleniu z wyników wyborów samorządowych przychodzi sygnał, zmuszający nas do wytężonej pracy. Zwycięstwa same nie przychodzą.

- Szanse na zwycięstwo widzicie w jednoczeniu się opozycji. Patrzę jednak, jak to zjednoczenie wyszło z Nowoczesną, to chyba powoli pojawia się sygnał, że niekoniecznie musi być to recepta na sukces wyborczy.
- Przypadek Nowoczesnej jest dość specyficzny…
- Boście ją pochłonęli?
- Nie o to chodzi. Jest jednak tak, że mamy bardzo podobnych wyborców, czasem tych samych i dlatego chcieliśmy się z nią integrować. Inaczej jest PSL czy SLD, które mają swoich licznych wyborców. Stoją mocno na nogach i dzięki wspólnemu startowi możemy osiągnąć wynik gwarantujący to, że PiS już więcej psuć państwa nie będzie.
- Taka „egzotyczna” koalicja nie skończy się jednak wyłącznie na haśle odsunięcia PiS od władzy, które większości Polaków nie wydaje się szczególnie atrakcyjne?
- Wyniki w Warszawie i wielu innych miejscach temu przeczą. Ludzie jednak nie chcieli kandydatów PiS na prezydentów swoich miejscowości. Nie chce PiS. Także w kontekście Unii Europejskiej, do której rządzący mają niejednoznaczny stosunek, podczas gdy 80 proc. Polaków chce silnej obecności naszego kraju w jej strukturach. I wybory europejskie i do polskiego parlamentu będą miały silny wątek europejski, a jasne jest, że szeroki blok opozycji będzie twardo stał na pozycjach proeuropejskich. To nas wszystkich łączy.
- Niewiele...
- Moim zdaniem, bardzo dużo. AntyPiS ma swój pozytywny program: bo oznacza bycie za Europą, konstytucją, praworządnością. Nie chodzi o ślepe odsunięcie PiS od władzy, ale walkę o wartości. W wypadku wygranej trzeba będzie się trochę między sobą pospierać o pewne rzeczy, ale w dyskusji wypracujemy na pewno dobre rozwiązania dla Polaków.
Rozmawiał Tomasz Walczak