Witold Orłowski: Rząd nie chce przegrać wyborów

2010-10-27 13:45

W debacie "SE" na temat sporu ekonomistów z rządem Tuska głos członka Rady Gospodarczej przy premierze, prof. Witolda Orłowskiego: Uważam, że ekonomiści słusznie ostrzegają przed niebezpieczeństwem. Część z nich ma jednak tendencje do myślenia kategoriami przeciągania trendów. Uznają, że coś, co trwało latami, będzie trwało nadal, aż do katastrofy. Na szczęście do katastrof zazwyczaj nie dochodzi.

"Super Express": - Mamy ostry spór ekonomistów z rządem na temat braku reakcji na tempo zadłużania państwa. Z tym sporem zbiegła się debata na temat najnowszej publikacji twórcy EBOR Jacques'a Attali. I on przestrzega przed tym samym, za co ekonomiści krytykujący rząd. Pan wydaje się większym optymistą...

Prof. Witold Orłowski: - Nie powiedziałbym, że to optymizm. Uważam, że ekonomiści słusznie ostrzegają przed niebezpieczeństwem. Część z nich ma jednak tendencje do myślenia kategoriami prostego przeciągania trendów. Uznają, że coś, co trwało kilka lat, będzie trwało nadal, aż do katastrofy. Na szczęście do katastrof zazwyczaj nie dochodzi, gdyż narastanie problemu wymusza podejmowanie działań. Społeczeństwa Francji czy Polski słysząc, że trzeba przejść na emeryturę 2-3 lata później niż dziś, sprzeciwiają się. Ale to nastawienie nie musi trwać 20 lat. W którymś momencie do polityków i ludzi dotrze, że to nie do utrzymania.

Przeczytaj koniecznie: Robert Gwiazdowski: Cieszę się, że dołączyli do nas Rybiński i Balcerowicz

- Pan zgadza się z punktem widzenia ekonomistów krytykujących rząd za nieróbstwo i zadłużanie kraju?

- Zgadzam się, gdy krytykują problem długu i tempo zadłużania kraju. Wydajemy za dużo i to podkreśla większość ekonomistów. Są tu jednak dwie szkoły. Jedni uważają, że trzeba straszyć i grozić, że za chwilę nastąpi katastrofa. Działają tak jak wspomniany przez pana Attali - w dobrej wierze, uważając, że tylko takimi ostrymi metodami można dotrzeć do ludzi. Rozumiem ich argumenty. Inni, a wśród nich ja, uważają jednak, że są łagodniejsze metody.

- Pan podkreślał, że grożenie wariantem węgierskim jest na wyrost...

- Ten wariant nie grozi nam w obecnej chwili. Gdybyśmy zadłużali się tak jak dziś przez kolejne 4-5 lat, to nam zagrozi.

Patrz też: Prof. Stanisław Gomułka: Historyk i lingwista pouczają ekonomistów

- Prof. Stanisław Gomułka podkreśla, że nigdy nie możemy być pewni zachowania rynków finansowych. Mogą niespodziewanie podnieść oprocentowanie i koszta obsługi zadłużenia wzrosną o kilka punktów procentowych. A każdy punkt to 7 mld zł z budżetu.

- Rzeczywiście nie możemy być pewni i obecna sytuacja jest ryzykowna. Nie jest jednak aż tak źle i mamy jeszcze czas, żeby zareagować. W pierwszej kolejności powinni zrozumieć to politycy, a po nich media. To także wasza rola, by ludzie mieli świadomość zagrożeń. Obywateli nie można traktować jak dzieci i straszyć ich katastrofą. Mając pewną wiedzę, trzeba ją przekazać i wytłumaczyć, co się może stać.

- Wspominał pan o tym, że większość ekonomistów zgadza się z potrzebą oszczędności i zagrożeniem ze strony rosnącego długu. To ciekawe w kontekście mianowania przez prezydenta Komorowskiego doradcą ekonomicznym prof. Jerzego Osiatyńskiego. Pamiętam, że akurat on krytykował rząd Tuska za działania oszczędnościowe...

- Ten zegar to dobra rzecz. Zadłużenie rośnie i ludzie powinni mieć tego świadomość. Ktoś stanie, spojrzy, zastanowi się, że wydajemy za dużo i za szybko. Jest jednak różnica między postawieniem takiego zegara a emocjonalnym porównywaniem Tuska do Gierka. Choć każdy ma prawo używać takich argumentów, jakie uzna za stosowne. Ekonomiści powinni jednak rozumieć, że rząd nie chce przegrać wyborów. I kilka miesięcy przed wyborami wszyscy politycy dostosują swój język do potrzeb kampanii. Cała opozycja chciałaby, żeby Tusk wreszcie zaostrzył język.

- Po wyborach premier podejmie decyzje w sprawie zadłużenia?

- Tak. Rosnące zagrożenie wymusi na rządzie i premierze reakcję. Niezależnie od tego, kto te wybory wygra i kto będzie premierem. Choć wiem, że te decyzje będą zapewne niepopularne, jak większość oszczędności. Oczywiście marzy mi się Polska, w której wszystkie ugrupowania podpisałyby takie porozumienie, że oszczędzać trzeba, i nie będą kłamać na ten temat. Ale kiedy tylko jedna ze stron powie, że musimy oszczędzać, druga strona zacznie kłamać, że nie musimy. To jest już wina pewnego modelu polityki, w którym politycy muszą unikać pewnych tematów przed kampanią.

Prof. Witold Orłowski

Ekonomista, członek Rady Gospodarczej przy premierze, były główny doradca prezydenta Kwaśniewskiego

Nasi Partnerzy polecają