Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Grzybowski

Wiktor Świetlik: W obronie książeczki wyborczej

2015-10-01 4:00

Zacną tradycją wyborczą stało się łomotanie Państwowej Komisji Wyborczej. Tym razem za książeczkę wyborczą. Przed stronami z poszczególnymi komitetami znajduje się spis treści, no i zachodzi obawa, że część z nas zagłosuje właśnie na ów spis, a nie na właściwego kandydata. Po namyśle dochodzę jednak do wniosku, że to genialne rozwiązanie. Spełnia ono funkcję nieformalnego sita. Działa podobnie, jak kiedyś rozmaite cenzusy w wyborach, które do głosowania dopuszczały tylko część obywateli.

Tak więc gdyby zastosować system wyborczy z pierwszej europejskiej konstytucji, którą uchwalono w naszym kraju, głosować mogłaby tylko szlachta posiadająca ziemię. Gdyby z kolei wprowadzić u nas zapisy ciut późniejszej francuskiej konstytucji, nie mogłoby głosować całkiem spore grono spośród najbogatszych Polaków z paniami Kulczyk włącznie, a także właścicielem firmy Reserved. Bo trzeba było płacić podatki, i to w swoim kraju, a nie na Cyprze. W Anglii przez długi czas wybierać mogli tylko bogaci.

A tak w ogóle to głosować wolno było tylko mężczyznom. Chcecie zdenerwować współczesną lewicową feministkę? Zapytajcie ją, dlaczego prawo do głosowania najpierw przyznała rządząca prawica w Anglii, a nie chciała go przyznać lewica we Francji. Dlatego że kobiety częściej niż mężczyźni głosują pod wpływem księży.

Jak to się ma wszystko do naszej książeczki i jej spisu treści? Tak, że my też dziś potrzebujemy, i to bardzo, takiego cenzusu, odgrodzenia części naszych braci od głosu wyborczego. Dla naszego i ich dobra. Nie chodzi o biednych, nieszlachetnie urodzonych czy kobiety, ale o kompletnych nieuków, gamoni, frustratów, a także osoby, które głosują pod wpływem alkoholu i innych używek. Wpada redaktor Jarosław z telewizji śniadaniowej do lokalu wyborczego, bierze książeczkę, a z książeczkami kontakt zakończył, od kiedy w budkach telefonicznych nie wykładają książek telefonicznych, i ciach - głosuje na spis treści. Profesor Stefan chwyta książeczkę, pianą toczy, żeby tylko temu Kaczyńskiemu dokopać, i... robi to samo. Profesor Krystyna? To samo, bo przecież regularnie najpierw działa, a potem myśli. Wpada pan były prezydent Aleksander, w pośpiechu, bo między jednym biznesem a drugim, z humorkiem, jak to w niedzielę po obiedzie, i trafia prosto w spis treści.

Zobacz także: Marek Król: Normalnie nienormalni

Czyż to nie wspaniałe narzędzie taka książeczka? Najbardziej niewyżyci albo niedouczeni, jak wiadomo, głosują, ale lajkami na fejsie. To pierwszy etap selekcji. W drugim, już w lokalu, chodzi o to, by poświęcić na głosowanie choć 3 minuty, a nie 5 sekund. I ja bronię tego rozwiązania, choć nie zapisano go w ordynacji wyborczej. Bo po prostu nie chcę, by los mój i innych zależał od ludzi niepotrafiących odróżnić spisu treści od strony do głosowania.