"Super Express": - Dramatyczne wydarzenia w Katalonii - brutalna akcja hiszpańskiej policji blokującej referendum niepodległościowe - skojarzyły się z epoką Franco, który również nie tolerował katalońskiego nacjonalizmu. Nad Hiszpanią znów unosi się duch faszystowskiego dyktatora?
Przemysław Wielgosz: - Skojarzenia z Franco nie są takie bezpodstawne, bo przecież Partia Ludowa premiera Mariano Rajoya wywodzi się wprost z ugrupowań frankistowskich. Oczywiście akceptuje ona reguły demokratyczne, ale jak widać, w sytuacjach kryzysowych sięga bardzo chętnie do tych tradycji. Nie jest tak, że w Hiszpanii proces demokratyzacji został zakończony. W ciągu ostatnich lat widać silną brutalizację zachowań resortów siłowych i przekłada się to na politykę wobec autonomicznych społeczności.
- Do tej pory słyszeliśmy głównie o Baskach, ale odkąd ETA wyrzekła się przemocy, wydawało się, że problemy narodowościowe zostały rozwiązane. Skąd tak silne tendencje niepodległościowe w Katalonii?
- I kontekst baskijski jest tu bardzo ciekawy. Dzisiejsze żądania Katalonii w dużej mierze wynikają z nierówności wśród autonomicznych społeczności Hiszpanii. Kraj Basków czy Navarra cieszą się większą autonomią w dysponowaniu dochodami podatkowymi, uzyskiwanymi z regionu niż Katalonia. Ten bogaty region jest ewidentnie drenowany ekonomicznie, co rodzi w Katalończykach chęć usamodzielnienia się. To oczywiście jest tylko katalizator dążeń niepodległościowych, bo świadomość narodowej odrębności ma w tym regionie bardzo długie tradycje.
- Nierówności stały się wyraźniejsze po kryzysie strefy euro, który uderzył w Hiszpanię?
- To oczywiście bardzo istotny kontekst, choć ostatnia fala dążeń niepodległościowych wzrastała już od początku XXI w. Niewątpliwie jednak kryzys przyspieszył te dążenia i uzupełnił ruch niepodległościowy o bardzo ważne konteksty społeczne, prowadząc do wzrostu znaczenia lewicy niepodległościowej w Katalonii w obliczu kryzysu i bardzo brutalnej polityki oszczędnościowej rządu w Madrycie. Stolica Katalonii, Barcelona, jest pozornie bardzo bogatym miastem, ale ponad 30 proc. jej mieszkańców żyje w biedzie. Dla Katalończyków kwestie niepodległości wiążą się więc coraz silniej z żądaniami polityki społeczno-gospodarczej innej niż ta neoliberalna, przepychana przez Partię Ludową.
- Katalonia lewicą stoi?
- Nie. Istotny głos mają również ugrupowania centroprawicowe, stające w obronie wielkiego katalońskiego kapitału. Ten czuje się dyskryminowany i nadmiernie obciążony polityką solidarnościową wobec innych regionów Hiszpanii. Tym ugrupowaniom jest też bliżej do polityki cięć rządu centralnego.
- Niedzielne wydarzenia w czasie referendum zamiast wygasić żar niepodległościowy w Katalonii, tylko wzmocnią te tendencje?
- Wygląda na to, że będzie to punkt zwrotny. Po brutalnych działaniach władz centralnych nie będzie już można wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Dynamika wydarzeń popycha siły katalońskie w stronę ogłoszenia niepodległości. Staną pod presją zwykłych ludzi, którzy w imię demokratycznego prawa do samostanowienia i głosowania dostali pałkami po głowach. Należy się spodziewać, że za tę brutalność i poniżenie wystawią rachunek nie tylko Rajoyowi, ale także katalońskim partiom, domagając się od nich kolejnych kroków.
- Należy się też spodziewać dalszych reperkusji ze strony władz centralnych i zwolenników jedności Hiszpanii?
- Hiszpania staje się dowodem, że raz ustanowiona demokracja nie oznacza, że będzie ona trwała wiecznie. Działania Rajoya pokazują, że powrotna droga do dyktatury wcale nie jest wykluczona. Tym bardziej że demonstracje poparcia dla hiszpańskiego premiera na masową skalę okraszone są faszystowskimi pozdrowieniami. Obecna sytuacja napędza też wzrost nastrojów nacjonalistycznych wśród Hiszpanów i można się obawiać, czy Rajoy nie wykorzysta ich do umacniania swojej pozycji.
- Dziwi brak zdecydowanej reakcji Unii na wydarzenia w Katalonii?
- To oczywiście skandaliczna sytuacja, choć na pewno w Brukseli niełatwo teraz wypracować zdanie. Do tej pory UE wspierała, także bardzo finansowo, prawicowe rządy centralne w Hiszpanii. Odbywało się to kosztem dążeń społeczności autonomicznych. Dziś sytuacja jest jednak inna. Użyto nagiej przemocy i milczenie UE staje się nie do zaakceptowania.
Zobacz także: Warzecha: Rzepecki jest lojalny własnym wyborcom
Przeczytaj również: Mularczyk: Posłem Rzepeckim ktoś steruje
Polecamy ponadto: Skowron: Gdyby Polska była Katalonią