Pierwszego listopada wicepremier i prezes PiS udał się limuzyną w południe do kościoła. Po godzinie opuścił świątynię i wrócił do domu na warszawskim Żoliborzu. Tam spotkała go niemiła niespodzianka, ponieważ drzwi wejściowe nie chciały się otworzyć. Po krótkiej szamotaninie polityk wreszcie dostał się do środka.
ZOBACZ TEŻ: Lekarze dostali 100 proc. podwyżki! Premier: nikt nie zasługuje na nią tak jak Oni
Zakupy prezesowi przyniósł do domu osobisty kierowca. Zagadką pozostaje, gdzie udało mu się w niedzielę kupić artykuły spożywcze. Może na stacji paliw? W każdym razie dzisiejsza niedziela nie była niedzielą handlową.
Pod dom prezesa partii rządzącej przyszło dziś kilka osób, które chciały zostawić pod bramą posesji donice z chryzantemami. Prezentu nie udało im się zostawić, ponieważ każdy, kto na chwilę zatrzymał się na chodniku, był instruowany przez policję, że powinien się oddalić.
Polecany artykuł: