Polska od jakiegoś czasu jest bogatym krajem, który powinno być stać, żeby niepełnosprawnym pomóc tak, by nie skazywać ich i ich rodzin na wegetację. Paranoją jest wręcz to, że ani platformerski "kraj bezprzykładnego sukcesu" (pamiętacie Państwo tę retorykę z okazji 25-lecia II RP?), ani pisowska "Polska solidarna" nie mają chęci im pomóc. Skoro jesteśmy tacy bogaci (jak za PO) i tak prospołeczni (jak za PiS), to czemu nadal nie potrafimy tym ludziom pomóc tak, jak na to zasługują?
Nie jest to w końcu aż tak liczna grupa - i stąd zapewne też ignorowanie jej przez polityków - by aspirujący do grona 20 najbogatszych państw świata kraj nie mógł tego ciężaru udźwignąć. Chętnie rozdajemy przywileje podatkowe najbogatszym, subsydiujemy milionami złotych wielki biznes, wysyłamy w świat nikomu niepotrzebną wyprawę jachtową dookoła świata, ale kiedy trzeba pomóc naprawdę potrzebującym, państwo dostaje paraliżu, uznając, że rzucenie zwykłego ochłapu wystarczy, by ich gniew uciszyć.
Jest też jeszcze jeden problem, który ujawnia się przy okazji protestu rodziców osób niepełnosprawnych - to model prowadzenia polityki społecznej. Ta, zwłaszcza teraz za PiS, skupia się wyłącznie na transferach pieniężnych, zapominając, że skuteczna pomoc to równie ważne usługi publiczne. Nie wystarczy dać ludziom pieniądze i kazać sobie radzić samemu. Potrzeba rozbudowanego aparatu państwa, który także ulży im w codziennym życiu - zapewni im choćby odpowiednią opiekę medyczną i rehabilitacyjną.
Chciałbym, żeby trwający w Sejmie protest był ostatnim, do jakiego zmuszeni są niepełnosprawni i ich rodziny. Obawiam się jednak, że jeszcze nieraz i nie tylko za tej ekipy będą musieli przyjeżdżać na Wiejską, by wytłumaczyć politykom, że państwo o nich zapomniało.
Zobacz także: Rząd zawarł POROZUMIENIE z częścią środowisk osób niepełnosprawnych