Jasne, neoliberałowie, jak ci z Nowoczesnej, kochają słowo "wolność". Odmieniają je przez wszystkie przypadki, a nawet tłumaczą nim wiele niegodziwości współczesnego kapitalizmu w jego wersji turbo. Są na przykład przeciwko pensji minimalnej czy prawom pracowniczym, bo te ograniczają ulubiony rodzaj wolności liberałów - wolność gospodarczą. Ich ideowi pobratymcy za oceanem w imię wolności są przeciwko powszechnym ubezpieczeniom medycznym - bo, ich zdaniem, tylko prywatna służba zdrowia gwarantuje prawdziwą wolność.
Wybitny amerykański socjolog ekonomii pochodzenia węgierskiego, Karl Polanyi, w swoim fundamentalnym dziele "Wielka transformacja" zauważył już w latach 40. XX w., że liberalizm z jego dogmatyczną wiarą w niewidzialną rękę rynku i państwo minimalne tworzy dwa rodzaje wolności - dobrą i złą. Ta pierwsza niesie ze sobą wolność sumienia, słowa czy zgromadzeń, co na pewno jest wartością samą w sobie. Produktem ubocznym liberalizmu ekonomicznego jest też "wolność do wyzysku swoich bliźnich".
I niestety Ryszard Petru oraz jego towarzysze, walcząc z zakazem handlu w niedziele, odwołują się do tego gorszego rodzaju wolności, który produkuje ich doktryna. Wolność do zakupów w niedziele jest właśnie wolnością do wyzysku bliźnich, którzy w czasie, gdy Ryszard Petru oddaje się beztroskiej konsumpcji w niedzielne przedpołudnie, muszą ciężko pracować. Nie jest to wyrazem ich wolności, ale ekonomicznej przemocy - nie pracujesz w niedziele, pożegnaj się ze swoją pracą. Dla wielu pracowników sklepów wielkopowierzchniowych czy centrów handlowych to żaden wybór, bo na bezrobocie pozwolić sobie nie mogą.
Zobacz także: Warzecha: Rzepecki jest lojalny własnym wyborcom
Przeczytaj również: Mularczyk: Posłem Rzepeckim ktoś steruje
Polecamy ponadto: Skowron: Gdyby Polska była Katalonią