Andrzej Stankiewicz: W realnej polityce już przegraliśmy

2010-05-10 5:00

Znaczenie wizyty marszałka Bronisława Komorowskiego na defiladzie w Moskwie i gestów Rosji dla stosunków obu państw i kampanii wyborczej komentują publicysta Andrzej Stankiewicz z "Newsweeka.

"Super Express": - Polscy żołnierze na placu Czerwonym wśród aliantów, marszałek Komorowski odbierający część dokumentów dotyczących Katynia, prezydent Miedwiediew mówiący o fałszowaniu historii. Puste gesty czy realna zmiana w stosunkach polsko-rosyjskich?

Andrzej Stankiewicz: - To zależy, czy za deklaracjami pójdą konkretne czyny. Dokumenty i akta przekazane nam lub ujawnione w Internecie są tymi samymi, które otrzymaliśmy za czasów Jelcyna. Oznacza to tyle, że w stosunkach Polski i Rosji wraca klimat początku lat 90. I mimo wszystko nie lekceważyłbym tego. Ten gest wykonuje bowiem władza, której kluczowym elementem jest Putin. A to właśnie on odwrócił te "jelcynowskie" relacje z Polską. Nasuwa się pytanie, czy zdecyduje się przekazać kolejne akta dotyczące Katynia. Ponad 100 tomów, które pozostają utajnione. Prawdziwym testem będzie też reakcja Rosji na proces wytoczony przez Rodziny Katyńskie przed Trybunałem w Strasburgu. Oficjalna odpowiedź Moskwy sprzed katastrofy w Smoleńsku oznaczała odcięcie się Rosji od tej zbrodni. Czy teraz zmieni zdanie? Czy będzie gotowa nie tylko na gesty, ale decyzje, które mogą nieść konsekwencje?

Przeczytaj koniecznie: Jarosław Gugała: Kremlowi opłaca się nowe podejście

- Gesty wobec Polski częściej niż Putin wykonuje prezydent Miedwiediew. Czy to wynik emancypacji tego polityka?

- Można to odczytać jako różnicę miedzy nimi, ale można też jako wspólną grę, w której podzielili się zadaniami. Twardy Putin, odwołujący się do sentymentów sowieckich, przeznaczony jest na rynek krajowy. Nieco młodszy, bardziej otwarty Miedwiediew na rynek zachodni, w tym polski. I stawiam właśnie na świadomie zaplanowany podział ról. Pozycja polityczna Rosji jest dziś znacznie silniejsza niż przed laty. Zaczęto budowę gazociągu północnego, jest zgoda na południowy, po wyborach na Ukrainie przejęli system przesyłu na Zachód. Do tego nowa umowa w sprawie bazy na Krymie, nowe stosunki z USA. Moskwa może sobie pozwolić na pewne gesty. Zwracając na nie uwagę, przywiązujemy jednak za mało wagi do realnej polityki.

- A w tej prędzej czy później będzie musiało dojść do starcia interesów Warszawy i Moskwy?

- Sprzeczne interesy w wielu kwestiach nie są niczym dziwnym. Ich płaszczyzny są te same od lat. I nie wiem, czy zostało tu pole, na którym w najbliższym czasie dojdzie do starcia. Rosjanie w większości spornych kwestii z Polską załatwili już wszystko na swoją korzyść. Tarcza, oba gazociągi, Ukraina. W realnej polityce wygrali wszystko, a my przegraliśmy. Mam wrażenie, że nasze władze, nie wyłączając Platformy i świętej pamięci prezydenta Kaczyńskiego, nie doceniały tej realnej strony polityki. I gesty Rosji, o których dziś mówimy, są już pozbawione realnego znaczenia politycznego.

- Podczas defilady 9 maja zwracał uwagę brak prezydenta USA i kilku zachodnich przywódców. Dlaczego ich zabrakło?

- Barack Obama może lekceważy Europę Wschodnią, ale na pewno nie Rosję. Potrzebuje jej choćby w ONZ. Przypuszczam, że tu nie chciał być głównym aktorem na nieswoim przedstawieniu. Przyciągałby uwagę, a to była defilada mająca być pokazem mocarstwowości Rosji. Wielu innych przywódców odwołało swoją wizytę z błahych powodów. Ich brak oznaczał, że ranga tego wydarzenia była jednak niska. Z ważnych polityków pojawili się Angela Merkel i przedstawiciele byłych republik ZSRR.

Patrz też: Super komentarz: Kiedy będziemy nazywać Rosjan przyjaciółmi?

- I Bronisław Komorowski. Dla Polaków 9 maja to data dwuznaczna, niekoniecznie radosna. Czy obecność marszałka w towarzystwie generała Jaruzelskiego może zaszkodzić mu w kampanii?

- Nie sądzę. Raczej nawet pomoże. Komorowski jest dziś krytykowany nawet w samej Platformie, nie widać wobec niego entuzjazmu samego Tuska. I pierwsza wizyta w roli głowy państwa, zdjęcia ze spotkań z Miedwiediewem, z Katynia i Smoleńska mogą mu pomóc. Zaś sama parada i Jaruzelski nie mają znaczenia. Tuż przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego było przesądzone, że w samolocie znajdzie się miejsce dla generała. PiS był do takiej decyzji przygotowywany i dlatego nie atakuje dziś za to marszałka.

Andrzej Stankiewicz

Dziennikarz i publicysta tygodnika "Newsweek"