USA odwracają się od Europy? Andrzej Kohut: Ta zmiana nie zaczęła się wczoraj

2025-12-14 5:14

Nowa strategia bezpieczeństwa narodowego USA wywołała w Europie polityczne trzęsienie ziemi. Amerykanista i analityk OSW Andrzej Kohut w rozmowie z „Super Expressem” tłumaczy, dlaczego dokument Trumpa nie jest zaskoczeniem, jakie konsekwencje niesie on dla Polski i czy Stany Zjednoczone mogą na stałe ograniczyć swoją obecność w Europie.

Donald Trump

i

Autor: Associated Press
  • Strategia Trumpa potwierdza procesy trwające od jego drugiej kadencji — a nie nagłą zmianę polityki Waszyngtonu.
  • Autorzy strategii uważają, że Stany Zjednoczone popełniły błędy po zakończeniu zimnej wojny, co teraz starają się korygować.
  • Ameryka chce współpracy z Europą, ale nie z UE jako blokiem, tylko z suwerennymi państwami narodowymi.
  • Polska i region pozostają ważne dla USA, ale muszą przygotować się na stopniowe zmniejszanie amerykańskiej obecności wojskowej.

Czy nowa strategia bezpieczeństwa USA to powód do paniki w Europie?

„Super Express”: - Nowa strategia bezpieczeństwa narodowego USA wzbudziła ogromne emocje. Europejscy politycy i komentatorzy są zszokowani jej zapisami dotyczącymi naszego kontynentu. Czy rzeczywiście są powody do paniki?

Andrzej Kohut: - Mam wrażenie, że sama strategia zmienia niewiele. Oczywiście, jej zapisy to ogromna zmiana w stosunku do polityki amerykańskiej, do jakiej się przyzwyczailiśmy. Nie jest jednak tak, że ta zmiana pojawiła się dopiero wraz z dokumentem, który ktoś tam wrzucił na stronę Białego Domu. Ona dokonuje się od początku drugiej kadencji prezydenta Trumpa. Tak naprawdę w bardzo wielu punktach ta strategia jest po prostu potwierdzeniem na papierze zachodzących już zmian.

- Owszem, jest to potwierdzenie dotychczasowej praktyki politycznej administracji Trumpa. Tylko czy jeśli została ona zapisana w oficjalnym dokumencie, nie gwarantuje to jej przetrwania przez kolejne lata? Pamięć instytucjonalna nie sprawi, że to, co się znalazło na papierze, będzie kontynuowane przez kolejne, także demokratyczne administracje?

- Tego typu strategie najczęściej były i są dokumentami bardzo ogólnymi. Co więcej, każda administracja przygotowuje swoją. Między kolejnymi administracjami istniały bardzo znaczące czasami różnice, jeśli chodzi o to, co zostało zaprezentowane w strategii bezpieczeństwa. Nie zapominajmy też, że amerykańskie rządy często nie stosowały się do tego, co same sobie w tych strategiach zapisały. Właśnie dlatego nie mam poczucia, że ten dokument jest rzeczą aż tak przełomową. Choć oczywiście, większe zwroty w amerykańskiej polityce najczęściej potrafią przetrwać zmianę prezydentów, nawet jeżeli są to prezydenci z przeciwnych opcji politycznych. W tym przypadku zwróciłbym uwagę na jedno.

- To znaczy?

- Zasadnicza część ludzi, którzy przygotowywali obecną strategię, to środowisko nowej prawicy amerykańskiej. Michael Anton był tu wiodącą postacią. I jest to środowisko, które w pewnym sensie zaczyna nadawać ton Partii Republikańskiej. To ludzie, których reprezentantem w bezpośrednim otoczeniu Donalda Trumpa jest J.D. Vance. Choćby z tego względu idee, które są przedstawione w tej strategii, pozostaną na pewno z republikanami.

Trump wraca do doktryny Monroego: podróż do XIX wieku i odwrót od Europy

- Czytając założenia strategii, można odnieść wrażenie, że administracja Trumpa nie tyle zarysowuje swój pomysł na świat w drugiej ćwiartce XXI w., co cofa się w czasie do XIX w. Odświeża doktrynę Monroego, mówiącą, że zachodnia półkula jest wyłączną sferą interesów Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony mamy też bardzo XIX-wieczne sceptyczne podejście do Europy, a nawet traktowanie jej jako wroga.

- W pewnym sensie jest to podróż w czasie, bo autorzy strategii nie kryją, że uważają, iż Ameryka poszła złą drogą po zakończeniu zimnej wojny. To wtedy Stany Zjednoczone skierowały się w stronę globalizacji, światowego handlu, w stronę instytucji międzynarodowych. Zdaniem autorów, wszystko to było z perspektywy Stanów Zjednoczonych błędem, który teraz nowa administracja Trumpa stara się naprawić. Uważają, że USA znalazły się w sytuacji rosnącej potęgi Chin właśnie dlatego, że te błędy zostały popełnione. Wracając jeszcze do wątku zmian, które mogą zostać z nami na dłużej, to jeżeli w tej kadencji uda się zmniejszyć amerykańską obecność w Europie, to prawdopodobnie tak to już pozostanie. Być może relacje z Europą staną się nieco cieplejsze, jeśli przyjdzie prezydent z Partii Demokratycznej, ale tych zdarzeń, które będą miały miejsce podczas prezydentury Trumpa, już w całości nie odwróci. Ta wycieczka w czasie będzie miała więc daleko idące konsekwencje.

- Ale błędy i wypaczenia postzimnowojennej polityki amerykańskiej to jedyny impuls, by wracać do doktryn sprzed 200 lat?

- Stany Zjednoczone oczywiście dalej są potęgą zarówno militarną, jak i gospodarczą. Pojawił im się jednak bardzo potężny rywal w postaci Chin. Dlatego USA wraca do zabezpieczania własnego otoczenia na półkuli zachodniej, co wcześniej nie wydawało się szczególnie kluczowe. W okresie po zimnej wojnie wydawało się, że akurat tam Amerykanie są bezpieczni. Tymczasem to poczucie bezpieczeństwa już nie obowiązuje, bo Chiny próbują wywierać swój wpływ także w Ameryce Łacińskiej.

USA kontra Unia Europejska: sojusz tak, ale z państwami narodowymi

- Na ile jednak błędnie ludzie z otoczenia Trumpa mogą czytać świat? Chcą zachować imperialny charakter USA, ale rezygnują z narzędzi, które po II wojnie światowej im ten status zapewniały: nie wasalizacja świata, ale przeciąganie na swoją stronę poprzez prawo międzynarodowe i instytucje, traktowanie sojuszników przynajmniej pozornie po partnersku. Trump chciałby bezwarunkowego podporządkowania, co tak dobrze na korzyść Ameryki nie będzie działać.

- Zwróćmy uwagę, że Donald Trump i opcja polityczna, którą prezentuje, doszła do władzy właśnie dlatego, że w Stanach Zjednoczonych wielu obywateli uznało, że mimo iż ich krajowi teoretycznie wciąż rosną wskaźniki gospodarcze i ma u stóp kawał świata, to z perspektywy ich codziennego życia, wcale nie przekłada się to na ich dobrobyt. Wcale nie jest im lepiej, niż było dwie czy trzy dekady temu. I to z tej frustracji udało się wyrosnąć Donaldowi Trumpowi, który już od swojej pierwszej kadencji kwestionował dotychczasowy model globalizmu i liberalnego ładu międzynarodowego. I teraz ma do tego mandat wyborczy.

- Donald Tusk wszedł ostatnio w dyskusję z miliarderem Elonem Muskiem, który chciałby zniszczyć Unię Europejską. Polski premier napisał, że musimy pamiętać, że sojusz amerykańsko-europejski trwa 80 lat i ma nadzieję, że się nic nie zmieniło. Czy ta strategia bezpieczeństwa USA, w której unijny model społeczno-polityczny jest traktowany jako wróg, nie wskazuje, że jednak coś się zmieniło?

- Rzeczywiście, nie tyle Europa, co Unia Europejska jest bardzo negatywnie przez tę strategię postrzegana jako ciężar dla samych Europejczyków i dla państw europejskich. Jeśli jednak przyjrzeć jej zapisom, widać wyraźnie, że Amerykanie wciąż widzą wartość w relacjach z Europą. Widzą strategiczne i kulturowe znaczenie Europy. Widzą jednak potencjał nie w relacjach z UE, ale z suwerennymi państwami europejskimi. To jest kierunek, który chcą wspierać, uważają, że te suwerenne państwa europejskie z różnych względów będą dla nich lepszymi partnerami niż jakiś ponadpaństwowy twór. Ostrze strategii jest więc zwrócone przede wszystkim przeciwko Unii Europejskiej, nie przeciwko Europejczykom. Waga sojuszy wciąż jest w tej strategii podkreślana, tak jak byliśmy do tego przez lata przyzwyczajeni. Jest tam wręcz pewna oferta skierowana pod adresem Europy.

- Jaka?

- Jeżeli państwa europejskie będą zmierzać w dobrym z perspektywy administracji kierunku, mogą oczywiście liczyć na współpracę z USA. Waszyngton będzie się starał wesprzeć Europejczyków w tym, by stanęli na własne nogi również w wymiarze bezpieczeństwa.

- Nie stoi za tym strach przed Unią jako blokiem państw, który ma większą siłę niż poszczególne państwa narodowe?

- Są tu dwa wątki. Jeden wynikający z pewnych ideowych założeń nowej prawicy, która tę strategię kształtowała. Drugi pragmatyczny. To konstatacja, że to, co może narzucić amerykańskim korporacjom ogromny blok reprezentujący ponad pół miliarda najbogatszych na świecie konsumentów, jest zupełnie czymś innym niż to, co będą w stanie zrobić indywidualne państwa. One będą łatwiejszym partnerem z perspektywy amerykańskiej we wszelkich negocjacjach.

Rosja i wojna w Ukrainie: USA zakładają idealny scenariusz. Nie mają planu B

- W tej strategii podkreślona jest normalizacja stosunków z Rosją. Powinniśmy się jej bać, czy cierpliwie poczekać, aż się wykolei słabość Trumpa do Putina i deali z Rosją?

- Kierunek relacji USA z Rosją jest nam znany. To, co obserwowaliśmy w negocjacjach amerykańsko-ukraińsko-rosyjskich w ostatnim czasie, sugerowało, że Stany Zjednoczone Donalda Trumpa chcą przede wszystkim wojnę jak najszybciej zakończyć. I doprowadzić do jakiegoś rodzaju stabilizacji, żeby z jednej strony możliwe były interesy z Rosjanami, ale z drugiej strony, żeby w Europie nie eskalowała w jeszcze bardziej kłopotliwy dla Stanów Zjednoczonych konflikt. Jeśli chodzi o relacje z Rosją, nie widzimy tam jednej ważnej rzeczy.

- Czego?

- Chodzi o to, co będzie, jeżeli Rosja stwierdzi, że stabilizacja wcale nie jest z jej perspektywy korzystna. Jakich narzędzi zamierzają użyć Amerykanie, gdyby do tego doszło? Tego strategia nie precyzuje. Dlatego traktuję ją raczej jako wyraz pewnego idealnego scenariusza, który Amerykanie sobie zakładają bez rozważania ewentualnych alternatyw.

Co oznacza to dla Polski: mniej USA w Europie, więcej własnej odpowiedzialności

- Co w Polsce powinniśmy widzieć w tej strategii?

- Nic nie wskazuje na to, żeby Europa miała zostać sama. Na pewno nie stanie się to z dnia na dzień. Oczywiście, proces ograniczania amerykańskiej obecności w Europie już się właściwie rozpoczął. Natomiast będzie on rozłożony w czasie. W samej strategii jest pewna oferta pod adresem Europejczyków. Stany Zjednoczone będą chciały wesprzeć państwa europejskie w tym, by stanęły na własne nogi właśnie również w tym aspekcie bezpieczeństwa, bo tym, co interesuje Amerykanów, jest pewien stan równowagi: żeby rosyjskie zagrożenie było równoważone europejską siłą. Co więcej, w tej strategii nasz region jest wymieniony w sposób szczególny. Jego wzmacnianie jest wskazane jako coś istotnego z perspektywy amerykańskiej strategii i bezpieczeństwa. Zakładałbym więc raczej, że musimy się przygotować na stopniowe ograniczanie obecności amerykańskiej w Europie i się na tę ewentualność przygotowywać.

- Czyli histeria z powodu strategii bezpieczeństwa narodowego USA nie jest wskazana?

- Na pewno nie jest ona najbardziej optymistyczna z europejskiej perspektywy. Myślę jednak, że nie ma też co popadać w przesadnie paniczne tony.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki