"Super Express": - Protestujących rodziców niepełnosprawnych dzieci nie zadowoliła propozycja premiera Tuska.
Arkadiusz Mularczyk: - Propozycje Donalda Tuska dotyczące lat 2015 czy 2016 odnoszą się do czasu, w którym niekoniecznie musi być premierem. Tymczasem te dzieci wymagają opieki tu i teraz w 2014 roku, a nie za dwa lata. W przypadku niektórych chorób, przy odpowiednim leczeniu, stan tych dzieci może się poprawić. Niestety, pomimo wielu apeli rząd nic nie robił, dlatego zapewne rodzice uznali, że premier Tusk reaguje dopiero postawiony pod ścianą.
- Premier i PO odpowiadają, że na natychmiastową podwyżkę do kwoty minimalnej budżetu nie stać.
- Podkreślmy, że chodzi o 1200 zł na rękę. W sytuacji, w której trzeba rehabilitować te dzieci, kupować lekarstwa.
- Jedna z protestujących matek podkreśliła, że jeżeli oddałaby dziecko pod opiekę państwa, to państwo musiałoby znaleźć z miejsca 3600 zł miesięcznie na opiekę nad tym dzieckiem. Dla niej nie może jednak wykrzesać 1200 zł. Jak to działa?
- To kuriozum pokazuje, że coś w tym systemie szwankuje. Tymczasem przy niższych kosztach te dzieci nigdzie nie będą miały równie dobrej opieki jak przy rodzicach. W tej sytuacji premier zaproponował ochłap, a nie pomoc. W budżecie
jest wiele miejsc, w których można znaleźć te pieniądze.
- Gdzie i o jakiej kwocie mówimy?
- Zwróćmy uwagę, że gdy premierowi na czymś naprawdę zależy, to potrafi przycisnąć ministrów i znaleźć większe kwoty. Media, w tym "Super Express", co chwilę przytaczają przykłady niegospodarności i lekkiej ręki ministrów czy posłów. Partie polityczne też nie muszą wydawać 50 milionów z budżetu rocznie. Nie wydają ich z pożytkiem dla społeczeństwa. Solidarna Polska pokazuje, że można działać i bez tych pieniędzy. Łącznie chodziłoby tu o kwotę kilkuset milionów złotych rocznie.
- Premier wypomniał panu, że kiedy chciał likwidować wsparcie dla partii, to pan był jeszcze w PiS i głosował przeciwko.
- To była zupełnie inna sytuacja.
- Dlaczego?
- Mówimy dziś o oszczędnościach na konkretny cel, a także o sytuacji budżetu, która jest podobno kryzysowa. W takim razie jako Solidarna Polska proponujemy PO i PiS - przegłosujmy nasz projekt o odebraniu finansowania partii z budżetu i przekażmy te pieniądze na coś lepszego.
- Głosowałby pan za odebraniem pieniędzy przekazywanych na budowę Świątyni Opatrzności Bożej? Także na ten cel?
- Słyszałem te komentarze i nie chciałbym, żeby przy takich okazjach skłócać społeczeństwo. Premier Tusk robi to samo, sugerując, że ściągnie pieniądze z budżetu na drogi i da matkom. To tak nie działa. Rząd, jak pan wspomniał, miałby i tak obowiązek zająć się tymi dziećmi. Politycy sami mogą dać przykład i zaoszczędzić na administracji, biurokracji, swoich nagrodach. Naprawdę jest na czym.
- Ciśnie się tu na usta pytanie, dlaczego nie podnosił pan kwestii rodziców z dziećmi niepełnosprawnymi, gdy przez dwa lata był posłem partii rządzącej, PiS? Wzrost gospodarczy sięgał 6 proc.
- Powiem szczerze, że w tamtym czasie nie miałem takich sygnałów. Być może ci rodzice do mnie nie docierali. Od kiedy zostałem szefem klubu Solidarnej Polski, zajęliśmy się tym od razu. Składaliśmy wnioski do rządu, było wiele komisji...
Po czym wychodzili posłowie PO czy ministrowie, odbijając piłeczkę, że to jest w toku. I nic się nie działo.