Ostatnie dni przyniosły nam przynajmniej dwa spektakularne powroty. Jeden to Marek Sawicki, który już w poniedziałek zostanie powołany na stanowisko szefa resortu rolnictwa, choć jeszcze latem 2012 roku odchodził z niego w aurze sromoty i publicznego potępienia po słynnej aferze taśmowej. Jak widać w Polsce półtora roku wystarczy, żeby z polityka na aucie zrobić znów ministra.
Drugi widowiskowy powrót to Michał Kamiński, który jeszcze niedawno zapewniał, że polityka mu zbrzydła i do Parlamentu Europejskiego się nie wybiera, a już na pewno nie z list PO. To jednak było jakiś czas temu. Ponieważ nasza polityka to wieczne tu i teraz, to i priorytety się panu Kamińskiemu zmieniły. Dosłużył się zaszczytnego miejsca na listach wyborczych Platformy, to i z propozycji skorzysta. Nic, że jeszcze niedawno sarkał na PO jako część tego samego układu, w którym tkwi PiS. Dziś bycie częścią układu już nie przeszkadza, kiedy w perspektywie ma się uposażenie europosła.
Zobacz też: Tomasz Walczak: Którym carem jest Putin?
W tym przerobie surowców wtórnych brakuje mi tylko Romana Giertycha - niezawodnego kibica PO, który z narodowca zrobił się statecznym konserwatystą z liberalnymi ciągotami i co ważniejsze - stał się mężem zaufania kilku prominentnych działaczy PO. Chłopak ciężko zapracował sobie na powrót do wielkiej polityki, ale na razie czeka na swój czas. Może na ten kaliber odzysku jeszcze za wcześnie i w PO mają jakieś opory. Ale zobaczmy, jak się przyjmie Kamiński, a potem poszukajmy miejsca dla Romka. Nasza polityka skazuje bowiem jedynie na czyściec i nie przewidziano piekła dla potępieńców.
Czytaj również: Tomasz Walczak: Putin w roli mesjasza