Kiedy partia ta szła po władzę, mówiła, że "nie da się" nie istnieje w jej słowniku. Że słuchanie obywateli i odpowiadanie na ich potrzeby będzie solą ich rządów. Okazuje się jednak, że wszechmoc PiS ma swoje ograniczenia, a jej brak objawia się tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna - w pomocy dla najsłabszych, których ludzie Kaczyńskiego mieli być rzecznikami.
Słucham więc Elżbiety Rafalskiej - sprawnej skądinąd minister - która upiera się, że nie może spełnić głównego postulatu protestujących - czyli wypłacania dodatku rehabilitacyjnego w wysokości 500 zł - bo rząd nie widzi takiej możliwości. Na to przyjdzie czas później - przekonuje i prosi o zakończcie protestu. Trudno się jednak dziwić przebywającym w Sejmie, że nie przyjmują tych tłumaczeń do wiadomości. Z doświadczenia z poprzednimi ekipami rządowymi wiedzą bowiem, że to obietnice bez pokrycia, odłożenie sprawy na święte nigdy i zwykła gra na czas, która ma uratować twarz rządu. Zamiast jednak przejmować się swoim wizerunkiem nadszarpniętym przez własną niemoc oraz wiele głupich i krzywdzących wypowiedzi polityków PiS nt. protestujących, nadszedł w końcu czas, żeby rozwiązać problemy tej grupy społecznej. Wymaga tego nie tylko polityczna odpowiedzialność za ich los, ale także elementarna ludzka przyzwoitość.
Czytaj: Walczak komentuje: Roszczeniowcy, hamulcowi i prowokatorzy