Tomasz Skory: Ktoś powinien ponieść odpowiedzialność

2015-04-08 4:00

Tomasz Skory, RMF FM: Sprawa jest przykra, rozumiem więc obiekcje prokuratorów, którzy niespecjalnie chcą to pokazywać. Być może faktycznie, tak jak mówili podczas wczorajszej konferencji, chcą to wszystko jeszcze poddać weryfikacji. Ale ja nie bardzo wiem, kto miałby weryfikować to, co odsłuchali biegli z użyciem najnowocześniejszych technik z taśmy pozyskanej na nowo i wreszcie dobrej jakości

"Super Express": - Dlaczego zdecydowaliście się ujawnić stenogramy nagrań mających przedstawiać ostatnie minuty lotu TU-154M do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku?

Tomasz Skory: - Początkowo ujawniliśmy fragmenty tych stenogramów. Ponieważ jednak prokuratura twierdzi, że są one zmanipulowane, zdecydowaliśmy się opublikować całość.

- Co państwa informacja ma zmienić w odbiorze przebiegu katastrofy?

- To dość kłopotliwy dla rodzin załogi i wszystkich ofiar katastrofy obraz tego, co działo się na pokładzie. A nie działo się chyba dobrze. Wynika z niego jakiś nieopisany rozgardiasz, w kokpicie i wokół niego, wynika z tego, że dowódca Sił Powietrznych był w kokpicie i wcale nie zachowywał się biernie, że może nie członkowie załogi, ale ktoś w tle mówi o piciu piwka. To obraz w gruncie rzeczy bardzo poruszający i przykry.

- Prokuratura jest zdecydowanie bardziej oględna w ocenie sytuacji. A zapisy nagrań mają być jeszcze weryfikowane...

- Sprawa jest przykra, rozumiem więc obiekcje prokuratorów, którzy niespecjalnie chcą to pokazywać. Być może faktycznie, tak jak mówili podczas wczorajszej konferencji, chcą to wszystko jeszcze poddać weryfikacji. Ale ja nie bardzo wiem, kto miałby weryfikować to, co odsłuchali biegli z użyciem najnowocześniejszych technik z taśmy pozyskanej na nowo i wreszcie dobrej jakości.

- Wątpliwości, i to poważne, budzi jednak to, że śledczy, w tym biegli, pracują na kopiach. A czarne skrzynki i wrak samolotu, a więc najważniejsze dowody rzeczowe w sprawie katastrofy, są wciąż w Rosji, a o ich zwrocie na razie nie ma mowy. Czy nie podważa to wartości pozyskiwanych informacji?

- Politycy mają własne powody, by różne rzeczy mówić. Eksperci twierdzą, że wrak nie jest im potrzebny, bo mieli do niego dostęp wtedy, kiedy chcieli. A uzyskane kopie z bardzo dużą dokładnością pozwalają na poszerzenie dotychczas znanego materiału odsłuchowego o 30-40 proc.

- Po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu wszelkie dowody trafiły do Holandii, kraju, którego obywateli było na pokładzie najwięcej. Fakt, że po katastrofie samolotu z polskim prezydentem czarne skrzynki, nagrania, wrak nie trafiły do Polski, ale znajdują się w kraju skrajnie wrogim, nie napawa chyba optymizmem?

- Na pewno byłoby lepiej mieć te taśmy w kraju. Ale każde odsłuchanie taśmy magnetycznej powoduje jakiś uszczerbek na jej jakości. Dlatego też, nawet gdyby taśmy te były w Polsce, eksperci pracowaliby na kopiach. Wypada się jedynie dziwić, dlaczego dopiero w lutym 2014 roku doprowadzono do pozyskania kopii odpowiedniej jakości. To powinno być zrobione w 2010 roku, ktoś powinien ponieść odpowiedzialność. Ale ciężko mi wskazać, kto taką odpowiedzialność miałby ponieść.

- Prokuratura kategorycznie twierdzi, że nikt na pokładzie nie był pod wpływem alkoholu...

- Nie, nie, nie. Prokuratura twierdzi, że nikt spośród członków załogi samolotu nie był pod wpływem. A my nigdy nie twierdziliśmy, że załoga piła, ale że w kokpicie odnotowano dialog dotyczący piwka. Przeciwnie, na antenie podkreślaliśmy, że zapewne nie chodziło tu o pilotów, gdyż byli oni na pierwszym planie dźwiękowym. Tymczasem dialog dotyczący piwka jest na planie znacznie odleglejszym.

- Major Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji w związku z przeciekiem. Obawia się pan?

- Niespecjalnie się obawiam. Prokuratura ma swoją pracę, my mamy swoją. Nasi informatorzy mają nadzieję, że będziemy przestrzegać prawa prasowego i chronić źródła informacji. I tak właśnie będzie.

Zobacz: Grzegorz Wierzchołowski: To jest próba przykrycia zamachu

Polecamy: Płk Piotr Łukaszewicz: żałuję, że gen. Błasik nie pomógł załodze w podjęciu decyzji o rezygnacji z lądowania.