"Super Express": - Jak pan odebrał informacje o nowych odczytach z kokpitu prezydenckiego tupolewa?
Płk Piotr Łukaszewicz: - Wiedza o naciskach wywieranych na załogę Tu-154 nie jest niczym nowym. Miałem pewność, że w pewnym momencie kokpit samolotu zamienił się w salę konferencyjną. Teraz udokumentowano to w większym stopniu. Brak sterylności kokpitu przyczynił się do katastrofy i trudno z tym polemizować. Lądowanie samolotu to najtrudniejszy element każdego lotu. Załoga musi podjąć serię decyzji, wykonać wiele czynności w bardzo krótkim czasie. Konieczne są do tego optymalne i komfortowe warunki pracy, zwłaszcza w sytuacji, w której nie widzi ziemi, a informacje o pozycji samolotu czerpie wyłącznie z przyrządów pokładowych.
- Jaką sytuację mieli przy podchodzeniu do lądowania w Smoleńsku?
- Dowódca powinien podejmować decyzję w oparciu o trzy elementy: warunki atmosferyczne, wyposażenie lotniska lądowania oraz minima, które mają samolot i dowódca załogi, a które pozwalają wylądować na konkretnym lotnisku przy konkretnej pogodzie. Nic więcej. W przypadku Smoleńska wszystkie trzy czynniki były poniżej minimalnych. Nie pozwalały więc na podjęcie decyzji o lądowaniu. Wytworzona sytuacja zmusiła dowódcę samolotu do przekroczenia swoich kompetencji.
- Czyli?
- Musiał uwzględnić dodatkowy czynnik, czyli konsekwencje niewykonania rozkazu. Doprowadziło to do sytuacji, gdy dowódca załogi zwraca się do dyrektora Kazany, informując go, że warunki nie pozwalają lądować, i mówi: "Także proszę już myśleć nad decyzją, co będziemy robili". Ten moment świadczy o tym, że dowódca załogi oddał swoje kompetencje w ręce przełożonego - dysponenta lotu.
- Nie powinien?
- Powinien powiedzieć: "Nie ma warunków do lądowania i nie mogę podjąć decyzji o lądowaniu". Choć łatwo tak jest mówić po fakcie; w kabinie tupolewa sytuacja była dynamiczna, a atmosfera bardzo napięta. Osobiście żałuję jednak, że gen. Błasik, będąc w kabinie pilotów, nie pomógł załodze w podjęciu decyzji o rezygnacji z lądowania. Miejmy jednak świadomość, że także gen. Błasik znajdował się pod ogromną presją. To był też jeden z czynników, który przyczynił się do katastrofy.
- Kokpit powinien być pusty?
- Do czasu katastrofy w Smoleńsku sterylność kokpitu samolotów wojskowych nie była obligatoryjna. Po katastrofie gen. Majewski wydał bezwzględny zakaz wchodzenia osób postronnych do kabiny pilotów. W samolotach, którymi latałem, zalecałem jednak ograniczanie wejść do kabiny do minimum.
Polecamy: Prokuratura o stengoramach ze Smoleńska: Są nieścisłości