"Super Express": - TVP Info opublikowała kolejne nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele. To ciąg dalszy afery taśmowej, sprawy, która ciągnie się już kilka lat, a efekty podsłuchów - jak widać - wciąż wypływają. Jak pan skomentuje najnowsze rewelacje?
Agaton Koziński: - Wpisują się one w poprzednie taśmy, są utrzymane w tej samej tonacji i padają na nich podobnego rodzaju sformułowania. Znów mamy tam wulgarny, knajacki język, podobne rozmowy o spółkach Skarbu Państwa, które de facto okazują się dzielone według klucza politycznego - koneksje i "dojścia" są najważniejsze. Odczuwam zniesmaczenie i dużą niechęć, ponieważ bardzo nieprzyjemnie słucha się takich rzeczy. Tym bardziej że chodzi tu o ministra Karpińskiego, Pawła Grasia będącego najbliższym współpracownikiem ówczesnego premiera Donalda Tuska, jak również o księdza publicystę Kazimierza Sowę.
- No właśnie, to dwie ważne sprawy - ksiądz publicysta i knajacki język. A jego postulaty też były mało katolickie, jak np. zniszczenie opozycyjnej wobec ówczesnej władzy "Gazety Polskiej".
- Jego porady dotyczące "Gazety Polskiej" są przerażające, bez względu na to, co sądzimy o tym tytule. Sugestia, jaka padła z jego ust, była przerażająca tym bardziej, że on sam jest dziennikarzem, publicystą, był redaktorem naczelnym.
- Czy te rozważania na temat przyszłości "Gazety Polskiej" ostatecznie nie kompromitują niedawnych protestów w obronie wolności mediów i dziennikarzy, za którymi stali m.in. właśnie politycy PO?
- Nie łączyłbym tych spraw. Nie spodziewam się, żeby te taśmy miały jakiś głębszy wymiar, jakieś dalsze reperkusje. To jednak nie jest ten kaliber rozmów, jak np. spotkanie Radosława Sikorskiego z Jackiem Rostowskim czy rozmowa Bartłomieja Sienkiewicza z Markiem Belką. Tam rzeczywiście o sprawach ważnych dla państwa dyskutowały osoby pełniące ważne funkcje. Tutaj mówimy jednak o publicyście, który ma co najwyżej miękki wpływ na władzę. Te taśmy pokazują kawałek kuchni politycznej i to, że ona potrafi być naprawdę brudna. Czytałbym to też w kontekście mianowania Małgorzaty Sadurskiej na stanowisko w PZU.
- W jaki sposób?
- To stawia taśmy w całkowicie innym kontekście. Na pierwszych taśmach PiS bardzo skorzystał politycznie, ponieważ, jak podejrzewam, wynik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku nie byłby tak okazały, gdyby wcześniejsze taśmy nie ujrzały światła dziennego. Bo PiS prezentował się jako partia czysta i nieskalana, która w imię wyższych racji walczy o prawo do rzetelnego zarządzania spółkami Skarbu Państwa. Obserwując to, co teraz dzieje się z nominacją dla Małgorzaty Sadurskiej na wiceprezesa PZU, można podejrzewać, że wygląda to w podobny sposób. Oczywiście jest pytanie, jaki język jest używany w tych spotkaniach, ale tego typu rozmowy też musiały mieć miejsce, bo właśnie w tego typu sposób załatwia się tego typu kontrakty.
Zobacz także: Taśmy ks. Kazimierza Sowy! NOWE nagrania z "Sowa i przyjaciele"!