Na granitowych płytach okazałego monumentu czytamy przykazanie: "Nie zabijaj". Nie wiadomo tylko - kogo? Bo zabrakło tablicy, kim byli lwowscy profesorowie. Polakami? Żydami? Ormianami? Ukraińcami? Przecież wszystkie te narodowości wzbogacały przedwojenny Lwów.
Przeczytaj koniecznie: Tadeusz Płużański: Winny Macierewicz
To tak, jakby odsłonić bez tablic Grób Nieznanego Żołnierza. Wtedy byłby miejscem symbolicznego spoczynku nie żołnierza polskiego, ale uniwersalnego, walczącego gdziekolwiek i w dowolnym czasie. Jakże przypomina to rosyjską tablicę smoleńską, która pozbawiona informacji o celu wizyty polskiej delegacji z prezydentem RP na czele, mogła sugerować, że 96 osób zginęło podczas prywatnej ekskursji turystycznej. To tak, jakby powiedzieć, że przed miesiącem obchodziliśmy 100-lecie harcerstwa - wszechświatowego, a nie polskiego, założonego we Lwowie przez Andrzeja Małkowskiego (jego słynne hasło: "harcerstwo to skauting plus niepodległość", może przecież dotyczyć jakiegokolwiek okupowanego kraju). Albo że rzeź wołyńska - wymordowanie ok. 60 tys. Polaków - była dziełem anonimowych oprawców. Oj, cieszyliby się nacjonaliści spod znaku OUN-UPA.
Ale kto odpowiada za skandal z tablicą? Oficjalnie nie zdążono jej przygotować - zabrakło kilku dni. Jeśli tak, może lepiej było wstrzymać uroczystość? Powód jest oczywiście inny. Tkwi w jednym krótkim słowie: "polscy", które nie podoba się władzom Ukrainy. I nieważne, czy byliby to polscy naukowcy, poeci, dowódcy czy... piwowarzy. Będąc swego czasu we Lwowie, chciałem kupić piwo 1715 (tysiąc siedemset piętnaście). Sprzedawczyni odparła: "Takiego nie mamy. Jest 1715 (siedemnaście piętnaście)". Bo 1715 to rok powstania Browaru Lwowskiego - nie ukraińskiego, lecz polskiego.
Patrz też: Tadeusz Płużański: Do psychuszki!
Ale wróćmy do profesorów, których za narodowo nieokreślonych uznali inicjatorzy pomnika: mer Lwowa (co zrozumiałe) i prezydent Wrocławia (co już trudno pojąć). Na takie "pojednanie" nie zgodziła się jednak polska Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Nie przeszkodziło to merowi Lwowa opowiadać z dumą, że teksty na tablicy będą trójjęzyczne: polskie, ukraińskie i angielskie. O treści i terminie na wszelki wypadek nie wspomniał. "Profesorowie zginęli dlatego, że byli inteligencją" - ciągnął dalej mer. Tylko jaką inteligencją? Ukraińską? Ale słowa "polski" nie użył nawet arcybiskup lwowski Mieczysław Mokrzycki (były sekretarz Jana Pawła II). Wszystkich przebił jednak Rafał Dutkiewicz, dla którego profesorowie to "wybitni naukowcy publikujący głównie w języku polskim". I dalej: "Stoimy tu, by pokazać Polsce, Ukrainie i Europie, że należy pamiętać o takich wydarzeniach". Ale właściwie, co pokazać? Pomnik nie wiadomo kogo. Choć akurat Eurokołchoz - sam pozbawiony tradycji i głębszych treści - powinien być zachwycony.
Ale czy to są te nowe standardy, które do polityki chce wprowadzić prezydent Dutkiewicz? Za bardzo pachną one poprawnością i fałszywym pojednaniem Platformy. Czy chce przykładać rękę do kultu zbrodniarzy z UPA? A może zrobić kolejny krok i poprzeć pomysł, aby lwowski stadion nosił imię Bandery? Ale co tam Dutkiewicz. Niech cała Europa faluje w rytm miłości. Czcijmy Hitlera i Stalina! EURO 2012 powinno nawiązywać do olimpiady w Berlinie w 1936 r.!