Dziś czasy się zmieniły, ale sędziowie - niekoniecznie. Kary śmierci też nie ma, ale można przecież wsadzić do psychuszki. Ten pomysł ojczyzny proletariatu jest niezwykle skuteczny, lepszy nawet od najcięższego łagru. Delikwenta, u którego wykryje się chorobę niewykrywalną - postępującą schizofrenię bezobjawową, zamyka się w specjalnym szpitalu-więzieniu na przymusowe leczenie: na wiele lat, bez żadnego wyroku, i faszeruje najmocniejszymi psychotropami. To również bezpieczniejsze pijarowsko - społeczeństwu można wmówić, że system nie jest represyjny. I tańsze. Bo po co utrzymywać rzeszę prokuratorów, czy sędziów.
Zwykły człowiek, nieważne, jak bardzo by się starał, do takiej psychuszki raczej nie trafi. Musi być antysystemowym politykiem, a jeśli para się inną profesją - to przynajmniej wykazywać antysystemowe poglądy. Tak jak Jan Piłsudski, brat Marszałka i prawnik - zamknięty przez NKWD w psychuszce w Kazaniu po agresji na Polskę w 1939 r. Uznanie za niepoczytalnego paradoksalnie uratowało go przed Katyniem.
Przeczytaj koniecznie KOMENTARZE TADEUSZA PŁUŻAŃSKIEGO >>>
"W ZSRR nie ma więźniów politycznych, a są tylko bandyci i chorzy psychicznie" - dzieło Stalina i Chruszczowa kontynuował Breżniew. Wraz z łagodzeniem oblicza ZSRR psychiatria represyjna rozkwitała. Chyba najsłynniejszemu "wariatowi" Władimirowi Bukowskiemu (w psychuszkach i obozach spędził 12 lat m.in. za organizowanie spotkań poetyckich) "lekarze" aplikowali zastrzyki z siarki, nazywając to "małym Oświęcimiem". Walerii Nowodworskiej za rozrzucanie ulotek o "wywrotowej" treści pompowano tlen pod skórę, aby oderwać ją od mięśni, a jej zdrowe zęby borowano wolnoobrotowym wiertłem. Dysydenci mieli cierpieć na "zaburzenia paranoidalne przejawiające się w ideach reformatorskich". Gdy stali się niewygodni, władza wydaliła ich na Zachód. Tam okazywali się okazami zdrowia.
Podczas pieriestrojki z ewidencji psychiatrycznej skreślono ok. 2 mln osób, ale psychuszki pozostały - do dziś działają w Rosji, Chinach i na Białorusi. Teraz po raz pierwszy mają szansę zagościć w Polsce - już wolnej, demokratycznej. Prócz prezesa PiS powinien tam bez wątpienia trafić ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, za wariackie powtarzanie, że na Wołyniu OUN-UPA dokonały ludobójstwa na Polakach. Na razie stał się persona non grata. Rządowa instytucja odmówiła mu udziału w pogrzebie na cmentarzu Orląt Lwowskich ostatniego arcybiskupa ormiańsko-katolickiego w Polsce, bo jego obecność mogłaby utrudnić "spokojne i godne przeżycie uroczystości". Ale w III RP jest pełno "wariatów" - np. wszyscy szukający prawdy o Smoleńsku. Normalni są za to ci, którzy wtykają polską flagę w gówno.