Bierzyński wspominał rozpoczęcie sejmowego protestu, mówiąc: - Wejść na barykady jest zawsze łatwo. Prawdziwe pytanie brzmi: jak z nich zejść - i to w poczuciu zwycięstwa. Te wszystkie brednie o przygotowanym „puczu” to kompletny propagandowy bełkot. Wtedy nic nie było przygotowane. Rozpoczął się spontaniczny protest. Sam zobaczyłem go w telewizji - bo nikt nie był w stanie go przewidzieć. Wtedy od razu zaczęliśmy pracować nad tym, w jaki sposób zejść z barykady. Zaczęliśmy szukać scenariusza wyjścia z tej sali sejmowej: bo przecież nie można tam siedzieć w nieskończoność. Pierwszy pomysł był prosty, logiczny - taki, że natychmiast gdy w Sejmie pojawią się z powrotem dziennikarze, ogłaszamy wielkie zwycięstwo demokracji i natychmiast kończymy protest. Wtedy tylko byśmy zyskali - pokazalibyśmy, że potrafimy skutecznie bronić elementarnych standardów demokracji.
Zapytany o to, czemu w takim razie protest po powrocie dziennikarzy na salę sądową trwał dalej zaskakująco odpowiedział: - Tu znów objawia się rola przypadku w polityce. Dziennikarze są już w Sejmie. Ustalamy scenariusz zakończenia protestu - Ryszard Petru ma wyjść przed Sejm i ogłosić zwycięstwo i zakończenie okupacji sali sejmowej przed tłumem demonstrantów. Jest mnóstwo ludzi, jest fantastyczna atmosfera, wszyscy wznoszą okrzyki. I co się dzieje? On nie ogłasza końca protestu. Mówi za to z trybuny, że będziemy w nim trwać. Pytam więc: „Ryszard, dlaczego nie zrobiłeś tego, co wszyscy ustaliliśmy?”. Otóż dlatego, że poniosły go emocje. Stanął przed ludźmi, zobaczył ich entuzjazm, to mu się jakoś udzieliło. Popłynął. No, tak bywa.
Następnie kontynuował: - Jak usłyszał to Grzegorz Schetyna, to powiedział sobie zapewne jakoś tak: „Zaraz zaraz, to Petru z Nowoczesną tak kombinuje, że teraz to my mamy wyjść, a oni zostaną? I że my wyjdziemy na złamanych kolaborantów a oni na niezłomnych bohaterów? Niedoczekanie wasze!”. I chwilę później Schetyna pojawił się w telewizji, gdzie ogłosił, że Platforma zostaje do następnego posiedzenia. No i koniec. Szansa na to, żeby wygrać ten konflikt została przez przypadek zaprzepaszczona. Tak właśnie utkwiliśmy w tym Sejmie, przepraszam za określenie, ale nic tego lepiej nie oddaje - jak szyszka w d... Ani wepchnąć, ani wyciągnąć.
Bierzyński w tym momencie widział jeszcze nadzieję na odniesienie zwycięstwa, choć recepta ta była szokująca. Jak zdradził były doradca Petru: - Następny fundamentalny błąd popełniamy już nie my, ani nie Platforma, tylko Kaczyński. To dla nas dar z nieba. Kaczyński rozkazuje Straży Marszałkowskiej interwencję siłową. Mają wejść na salę i wyciągnąć siłą posłów. To jest najlepszy możliwy prezent, jaki PiS może zrobić opozycji. Wyobraźmy sobie wynoszone przez umundurowanych ludzi młode posłanki, wyobraźmy sobie sceny przemocy, może i krew np. z rozciętego łuku brwiowego. Wymiar symboliczny absolutnie miażdżący dla PiS - sala plenarna Sejmu, kobiety, przemoc, krew. Męczeństwo opozycji na ołtarzu demokracji. Byłoby to wielkie moralne zwycięstwo. Kaczyński sam dał nam fantastyczny scenariusz zakończenia protestu. Ale jemu los sprzyja. Nieszczęsny szef Straży Marszałkowskiej odmawia wykonania tego rozkazu - za co zresztą traci stanowisko. Paradoksalnie jednak to jego postawa i nieświadome poświęcenie ratują Kaczyńskiego. Dalej wszystko zaczyna się przeradzać w jakąś kompletną groteskę...
Zobacz także: Kaczyński jest jak Breżniew? Brutalne porównanie Siemoniaka
Przeczytaj również: Sondaż partyjny. Wakacje posłużyły PiS-owi i... Razem!
Polecamy ponadto: Bieńkowska mocno krytykuje Polskę! Mówi o "antydemokratycznym wirusie"