"Super Express": - Dlaczego dopiero teraz złożyliście projekt, żeby kwota wolna od podatku wynosiła 30 tys. zł?
Stanisław Tyszka: - Rok temu złożyliśmy projekt opodatkowania diet poselskich, czyli obniżenia posłom kwoty wolnej z 30 tys. zł do 3 tys., tzn. takiej, jaką mają dziś wszyscy obywatele.
- Proszę - poseł, który sam sobie chce zrobić źle. Rzadkość.
- Tego chce cały klub Kukiz'15. Po to przyszliśmy do polityki, żeby wyeliminować przywileje partiokracji. Mamy bowiem eksterytorialną wyspę, która nazywa się parlament RP, gdzie żyją tłuste kwoty, uważające, że są lepsi niż reszta obywateli. Naszym zdaniem to sprzeczne z zasadą równości wobec prawa. Najpierw więc zaproponowaliśmy, żeby posłowie byli opodatkowani jak każdy Polak. Projekt trafił do komisji finansów, gdzie poseł Sasin go zamroził.
- Słusznie z jego punktu widzenia.
- Przyklaskuje mu, oczywiście, PO, Nowoczesna i PSL. Partie funkcjonują u nas bowiem po to, żeby dbać o interesy swoich członków i ich rodzin. W związku z tym, że nic się wokół tego projektu nie dzieje, złożyliśmy projekt alternatywny, czyli zrównania sytuacji obywateli z sytuacją posłów. Przypominam, że Andrzej Duda został prezydentem m.in. dlatego, że obiecywał podniesienie kwoty wolnej.
- Inaczej jest wtedy, kiedy chce się rządzić, a inaczej, kiedy już się rządzi. Posłowie potrzebują pieniędzy.
- Jestem za tym, żeby obywatelom zostawić więcej pieniędzy. Oni dużo lepiej wiedzą, jak wydawać pieniądze niż każdy rząd.
- Czyli w ogóle obniżałby pan podatki?
- Podniesienie kwoty wolnej do 30 tys. zł to radykalna obniżka podatków. Uważam, że w ogóle powinniśmy dążyć do likwidacji PIT. To podatek oparty na filozofii karania za pracę.
- To znaczy co? Powinien być jeden liniowy podatek?
- Kukiz'15 to jedyne ugrupowanie, które chce niskich, prostych podatków. Jeśli za 2,5 roku będziemy mieli wpływ na rząd, to wtedy zaczniemy obniżać podatki.
- A jaki wy byście chcieli mieć wpływ na rząd? Na razie się bowiem nie zapowiada, żebyście wygrali. Jeśli już, to przyjdzie wam rządzić z PiS.
- Zobaczymy. Mamy jeszcze 2,5 roku na pokazanie nowej jakości w polityce. Na nas głosują przede wszystkim ludzie młodzi, a tych jest coraz więcej na wyborach i mam nadzieję, że Kukiz'15 jest zalążkiem nowej siły, która prędzej czy później będzie rządziła Polską.
- Ale wyobraża pan sobie współrządzenie z PiS?
- Gdybyśmy mieli taką sytuację, która wynika z ostatnich sondaży, gdzie jesteśmy języczkiem u wagi, czyli żadna siła polityczna nie jest w stanie sformułować rządu bez nas.
- Ostatnio chyba jest - 40 proc. poparcia dla PiS.
- To był wyjątkowy przypadek. Gdybyśmy my się jednak znaleźli w takiej sytuacji, jak mówiłem, to po raz pierwszy od 27 lat postawilibyśmy postulaty fundamentalnej zmiany systemu nie tylko w postaci zmian w podatkach, ale także zmian ustrojowych.
- Nie boi się pan, że zanim do tego dojdzie, rozpadniecie się? Ostatnio odszedł od was bardzo znany poseł, Piotr Liroy-Marzec, który pociągnął za sobą wielu ludzi, którzy do tej pory nie głosowali.
- Ludzi pociągnął za sobą Paweł Kukiz. Piotr Liroy-Marzec poprosił go o miejsce i dostał, bo Paweł mu zaufał, ale okazało się, że to zaufanie było pochopne.
- Liroy mówi, że chce zrobić dużo dla zwykłych ludzi, którzy wychowywali się w biedzie i patologii. A wy go wyrzuciliście.
- Został wyrzucony decyzją całego klubu, ponieważ otaczał się bardzo nieciekawymi ludźmi. Prezydium zgłosiło postulat do komisji weryfikacyjnej, aby sprawdziła związki tych osób z kwestiami reprywatyzacji.
- Mieliście coś konkretnego przeciwko Liroyowi czy już samo "otaczanie się niewłaściwymi ludźmi" wystarczyło?
- Wielokrotnie prosiliśmy go, żeby nie współpracował z osobami, co do których są podejrzenia, o których zresztą rozpisywała się prasa.
- I tu wychodzi wasz brak spójności. Każdy może u was robić, co chce. Liroy sobie narobił i musieliście go wyrzucić.
- Widzi pan, w PO czy w PiS jest rozkaz, a jak ci się nie podoba, to nie wpiszemy cię potem na listy. Nas łączy idea i musimy przestrzegać jednego - absolutnej czystości i transparentności naszych działań. Zresztą mówiliśmy, że jeśli Piotr wyjaśni nasze wątpliwości, zerwie niefajne.
- A co sądzicie o uchodźcach? PiS rośnie m.in. dlatego, że mają bardzo wyraźne stanowisko, jeśli chodzi o przyjmowanie uchodźców do Polski - mówią "nie".
- Chociaż na początku mówili inaczej. Nie wiem, czy pan pamięta, jak półtora roku temu premier Szydło i minister Waszczykowski mówili, że będą szanować zobowiązania rządu Ewy Kopacz. Przyjmiemy pierwszą transzę 7 tys. imigrantów. Wtedy Paweł Kukiz zaproponował referendum, czy Polacy zgadzają się na przyjmowanie kwot imigrantów, które chce nam narzucić Bruksela.
- Wasz pomysł podkradł prezydent.
- Tak, choć dość nieudolnie, bo chce je zrobić za 2,5 roku.
- Moim zdaniem udolnie, bo ma odbyć się tego samego dnia co wybory i może przesądzić o wygranej PiS.
- Problem jest taki, że suwerenem w Polsce nie są ani PiS, ani PO, tylko naród Polski. Obywatele w kwestiach strategicznych mają prawo głosu i uważamy, że powinni się wypowiedzieć. Kwestia tego, kto będzie mieszkał w Polsce przez najbliższe dziesięciolecia i czy będzie nam to układać Bruksela, czy Polacy sami zdecydują, jest kwestią zasadniczą.
- Ale powinniśmy przyjąć uchodźców czy nie?
- Uważamy, że jak najszybciej powinni o tym zdecydować Polacy w referendum. Jestem przekonany, że zdecydują, iż nie należy uchodźców przyjmować.
- A nie wystarczają wam badania opinii publicznej? Ponad 70 proc. Polaków uważa, że nie powinniśmy przyjmować uchodźców.
- Partiokracja wspiera się sondażokracją - za pieniądze Polaków zamawiają badania, żeby zobaczyć, co ludzie myślą. I to nie sondaże rządzą, ale rządzić powinni obywatele.
ZOBACZ: Przesłuchanie Michała Tuska ws Amber Gold: "Wiedzieliśmy z tatą, że to była lipa"