"Super Express": - Zgłosił pan pomysł nadawania polskiego obywatelstwa obcokrajowcom w zamian za odpowiedni status majątkowy i opłatę 250 tys. euro.
Stanisław Pięta: - Nie mówiłem o żadnych kwotach. To 250 tys. euro funkcjonuje w prawie węgierskim. My możemy zaproponować inne kwoty, które interesują polski rząd.
- A jakie powinny nas interesować?
- To dopiero pomysł, nie rozmawiałem jeszcze o szczegółach.
- Na pewno jakiś pułap ma pan jednak na myśli.
- Na pewno byłby to pułap znacznie wyższy niż 250 tys. euro. Za odpowiednią kwotę. W określonych przypadkach można by to jednak obniżać, gdyby interes Polski tego wymagał.
- Niektórych ten pomysł oburzył.
- Zupełnie niesłusznie. Tę metodę wykorzystuje wiele krajów w Europie, nie tylko na Węgrzech. I w mojej ocenie to dogodny instrument uprawiania polityki, dzięki któremu można pozyskać wartościowych współpracowników. Instrument, który mógłby przyspieszyć rozwój gospodarczy Polski.
- Chodziło im chyba o "kupczenie obywatelstwem".
- Przecież to nie byłoby tak, że ktoś postawi sklepik z paszportami i sprzeda każdemu, kto zapłaci odpowiednio dużo.
- Właśnie. A co, gdyby Chińczycy pojawili się tu, jak to oni, jakąś małą, ośmiomilionową grupką i nas przegłosowali? Albo Izrael uznał, że pozbędzie się co bardziej wyrywnych bojowników ze Strefy Gazy i warto zapłacić?
- Otóż nic, bo to nie byłaby automatyczna decyzja. W innych krajach te przepisy nie funkcjonują w ten sposób. To nadal rząd albo prezydent decydują, komu przyznawać obywatelstwo, a komu nie. Polska ma interesy w każdym miejscu na świecie i takie zachęcenie odpowiednich osób o ubieganie się o polskie obywatelstwo mogłoby naszym interesom bardzo pomóc.
- Wśród kolegów z PiS więcej jest głosów, które poparły pański pomysł, czy jednak odżegnujących się od niego?
- Na razie nie ma żadnych, bo pomysł wypłynął kilka dni temu, posiedzenia Sejmu nie było, a ja zajmuję się sprawami w okręgu. Słyszę głosy krytyczne, ale wydaje mi się, że negatywne opinie wynikają z niezrozumienia tego, jak funkcjonuje to w innych krajach Unii Europejskiej. Niezrozumienia, ile te kraje na tym zyskują. Albo z niechęci politycznej do mnie, ale tym w ogóle się nie przejmuję.
- To musi być od razu obywatelstwo? Wiele krajów robi najpierw tzw. rezydenturę po zainwestowaniu pieniędzy, często wyższych niż na Węgrzech.
- Tak, to jest kwestia do dopracowania, przykład Węgier jest na pewnym poziomie ogólności. Szczegółowa propozycja byłaby wypracowana między MSW, premierem Morawieckim i szefem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim.
- Teraz rządzą PiS i prezydent Andrzej Duda. Niech pan sięgnie jednak pamięcią do czasów Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak pan sądzi, jakich nowych obywateli on mógłby nam tu nasprowadzać? Może w takiej sytuacji sam żałowałby pan tego pomysłu?
- Nie odmawiam ludziom o innej wrażliwości politycznej praw do pełnienia najwyższych funkcji w państwie, jeżeli zostali demokratycznie wybrani.
- Ja też. Ale wie pan, z jakimi ludźmi lubił się zadawać Kwaśniewski w Kazachstanie, na Ukrainie.
OK, ale przecież obecne rozwiązania prawne i tak pozwalały przyznawać prezydentowi nadawanie obywatelstwa każdemu. Bez żadnych zabezpieczeń i zysku dla kraju. Obok mojego pomysłu funkcjonują już ścieżki prawne pozwalające uzyskać to obywatelstwo zarówno przez kancelarię prezydenta, jak i MSW.
Zobacz także: Trzaskowski lusturuje się sam "przed PiS-owskimi hejterami". Przyznał, że "palił TRAWKĘ"
Przeczytaj również: NOWA partia w Sejmie! Gowin prezentuje "Porozumienie"
Polecamy ponadto: Ogromny przetarg na piwo uczelni Macierewicza: p.o. kanclerza uczelni podał się do DYMISJI