I w kogo tu uwierzyć? W tego, który niespecjalnie dużo dotychczas robił, ale obiecuje, że zrobi więcej... czy tego, który obiecuje mi gruszki na wierzbie? Czyli wybór między dżumą a cholerą. Przepraszam tych z Państwa, którzy słusznie skądinąd traktują wybory prezydenckie ze śmiertelną powagą jako wydarzenie ważne dla Rzeczpospolitej. Was przywołana przeze mnie alternatywa ma prawo drażnić. Mnie samego drażni, ale powstrzymać się nie mogę.
Z jednej strony nakłaniają mnie teraz już nawet przez telefon (mam znajomych, takich, co znają znajomych prezydenta i dzwonią na jego prośbę), bym oddał głos na Bronisława Komorowskiego. Publicznie nakłaniają mnie do tego nawet koryfeusze ekonomii, np. Leszek Balcerowicz. Jakby zapomnieli, że bez zmrużenia oka obecny prezydent podpisał ustawę odbierającą Polakom oszczędności zgromadzone w OFE, by poprzeć partykularny interes ówczesnego rządu Platformy (to znaczy jeszcze pod Tuskiem). Jakby zapomnieli, że skarbówka jest solą w oku Polaków od lat i trzeba było wyborów, by obecny lokator Belwederu ten fakt dojrzał.
Z drugiej strony opozycja nakłania mnie do zmiany. Potrzebny jest nowy człowiek, nowy prezydent - krzyczy. I ta ZMIANA musi za cały sens kampanii wystarczyć. Bo jak spojrzeć na propozycje kandydata, to jasno z nich wynika, że to ja za nie zapłacę. Ot, choćby ta, by kredyty we frankach przewalutować na złotówkowe, zgodnie z kursem dnia, w którym były zawarte. Po pierwsze zapłacą za to klienci wszystkich banków, jak za każdą interwencję, w sektorze bankowym. Czy choćby za upadek niektórych SKOK-ów. Po drugie, dlaczego pomagać tylko frankowiczom, a innym kredytobiorcom nie? Przecież Andrzej Duda chce być prezydentem wszystkich Polaków. Podobnie z cofnięciem ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego. Dziś jest to obietnica, na którą nigdy środków nie będzie. Jeżeli dołożymy do tego słuszny postulat podwyższenia kwoty wolnej od podatku czy zasiłków dla rodzin wielodzietnych, to wyjdzie, jak liczą, z 300 mld zł.
Z jednej strony brak konsekwencji i brak inicjatywy, z drugiej góra obietnic, w większości bez pokrycia. Co wybrać? A może decydować według koloru koszuli kandydata lub wrażenia po debacie...?
Bo według konkretów się nie da...
Zobacz: Janusz Wojciechowski: Nie jestem brutalnym człowiekiem