W Sejmie doszło do awantury i przepychanki słownej na początku kwietnia. Najpierw na mównicy pojawił się prezes PiS Jarosław Kaczyński. Polityk nazwał Romana Giertycha "głównym sadystą", a słowa te padły po tym, jak Kaczyński zaczął mówić o śmierci Barbary Skrzypek. Część polityków PiS zarzucała, że to poseł KO był winny za odejście Skrzypek, wieloletniej współpracownicy prezesa PiS.
Nagle na mównicy pojawił się Giertych. - Zostałem nazwany sadystą przez pana Kaczyńskiego. Jarku siadaj, uspokój się! - dodał, na co prezes Kaczyński odparł: - Nie jestem z Tobą po imieniu łobuzie!

Potem było jeszcze ostrzej. Najpierw Giertych rzucił do prezesa PiS: Mów mi wuju, Jarosławie! Ten jednak na to nie zważał, stał obok i zaczął uderzać pięścią w pulpit mównicy. - Złaź morderco! - rzuciła do polityka KO posłanka PiS. Doszło do potężnego zamieszania, a posłowie wyszli z ław. Część osób krzyczała: "Morderca, morderca". Koniec końców, by ostudzić emocje prowadzący obrady Piotr Zgorzelski zarządził przerwę. Sprawa nie rozeszła się po kościach, a Prezydium Sejmu ukarało grupę posłów, najdotkliwiej ukarano Kaczyńskiego i posłankę Iwonę Arent, którzy, jak uznano, "sprowokowali zajście" otrzymali najwyższy wymiar kary - stracą połowę uposażenia na trzy miesiące.
Kaczyński i jego ludzie ukarani. W tle okrzyki pod adresem Giertycha
Teraz do sprawy wróciła "Rzeczpospolita", która podała, że Komisja Etyki Poselskiej w związku kwietniową awanturą ukarała Jarosława Kaczyńskiego i kilkoro innych posłów PiS. I tak kary od Komisji Etyki Poselskiej otrzymali: Iwona Arent - naganę, zaś Jarosław Kaczyński, Przemysław Czarnek, Antoni Macierewicz oraz Anna Krupka - otrzymali upomnienie.