Czas płynie jednak wartko, a wraz z nim otaczającą nas rzeczywistość kształtuje bystro minister Tomasz Arabski, szef Kancelarii Premiera Donalda Tuska.
Otóż, jak poinformował dziennikarz Polsatu Tomasz Machała, w czasie wizyty naszego rządu w Izraelu dziennikarz PAP chciał zadać Donaldowi Tuskowi pytanie dotyczące ustawy reprywatyzacyjnej. Byłoby to pytanie dla naszego premiera nieprzyjemne, ponieważ trzy lata temu Tusk zapowiadał, że ta ustawa powstanie za kilka miesięcy i w związku z tym nie powstała do tej pory.
Przeczytaj koniecznie: Sławomir Jastrzębowski: Premier Tusk sobie wytłumaczył
Szef Kancelarii Premiera Arabski dowiedział się, jakie wredne pytanie zamierza zadać dziennikarz PAP, i zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Bo nagle świat by się dowiedział, że Donald Tusk zapowiada ustawę, a efekt? Efekt jest związany z legendarną już pracowitością PO. Próbował więc odwieść minister Arabski PAP-owca od zadania kłopotliwej kwestii, ale bez powodzenia.
Zatelefonował więc do szefa PAP, a ten do swojego podwładnego. I Tusk nie musiał się tłumaczyć jakiemuś dziennikarzynie, że obiecał fajnie, a wyszło jak zwykle. W efekcie skutecznej działalności ministra Arabskiego złośliwcy nazywają już PAP Polską Agencją Tuskową, ale złymi językami nie ma się co przejmować. Tak po ludzku współczuję pracującym w PAP dziennikarzom, bo to przecież nie ich wina.
Proponuję jednak, żeby teraz wszystkie depesze szef PAP oznaczał gwiazdką: "Arabski dzwonił" lub "Bez konsultacji z Arabskim". Wszyscy będą uradowani.