W związku z nieobecnością rosyjskiego ambasadora w siedzibie MSZ, rzecznik MSZ Paweł Wroński poinformował, że nota dyplomatyczna z żądaniem wyjaśnienia sprawy naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej zostanie przekazana rosyjskiemu MSZ inną drogą. Jak zaznaczył, konwencja wiedeńska jasno precyzuje obowiązki ambasadora w kraju przyjmującym. – Zastanawiamy się, czy pan ambasador wykonuje instrukcje MSZ w Moskwie i czy jest w stanie właściwie reprezentować w Warszawie interesy Federacji Rosyjskiej – oznajmił.
Tymczasem tłumaczenia rosyjskiego ambasadora wywołały niemałą burzę w internecie, po tym jak Andriejew odniósł się on do tej sprawy w rozmowie z Rosyjską Agencją Informacyjną TASS. – Próbowano mnie dziś rano wezwać do MSZ na spotkanie z jednym z wiceministrów. Powiedziano, że tematem ma być wczorajszy incydent, kiedy to jakoby rosyjska rakieta manewrująca przecięła granicę Polski i całe 39 sekund znajdowała się w polskiej przestrzeni powietrznej, a potem odleciała – podkreślił.
– Spytałem, czy zostaną przedstawione dowody, i przypomniałem, że 29 grudnia zeszłego roku już wysuwano podobne pretensje, a kiedy poprosiliśmy o dowody, odpowiedź nie nadeszła i do tej pory czekamy na dowody. Ale ponieważ z odpowiedzi polskich kolegów zrozumiałem, że także tym razem dowodów nie będzie – mówił Andriejew.
Tłumaczył, że odrzucił zaproszenie do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ponieważ jego zdaniem w tej sytuacji, spotkanie byłoby „bezprzedmiotowe”. – Teraz mają zamiar skierować do nas notę w tej sprawie. To ich prawo. Jak dostaniemy, to rozpatrzymy i być może odpowiemy – komentował ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew.